poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 7



W głowie tworzymy milion różnych, idealnych scenariuszy, które i tak nigdy się nie zdarzą. Tak było i w moim przypadku. Wyobrażałam sobie spotkanie z rodzicami przez całą drogę zbyszkowym autem ale rzeczywistość okazała się inna. Rodzice wcale nie skakali z radość od razu jak mnie ujrzeli tylko stali jak wryci a po kilku sekundach mama zemdlała po prostu. Gdy się ocknęła pytała się w kółko czy to sen, że mnie widziała. Uspokoiliśmy ją dopiero po dobrych trzydziestu minutach. No a potem to już było prawie tak jak sobie wyobrażałam, rodzice wyściskali mnie za wszystkie czasy, wylaliśmy hektolitry łez, przedstawiłam im Anastasich, którym - przez całe popołudnie jak u nich byliśmy – dziękowali za to że się mną zajęli i wychowali. 




- Hej – uśmiechnęłam się do kamerki gdzie po drugiej stronie była Miśka z Iśką. Trudno było mi wrócić do Włoch właśnie teraz kiedy odnalazłam rodzinę ale Andrea obiecał, że pojadę do nich na wakacje a on z Eriką wyjadą sobie gdzieś sami.

- No cześć – powiedziały razem i zaczęły rozglądać się po moim pokoju, który starałam się zasłonić. – No weź się przesuń chcemy zobaczyć! – Zawołała Misia. Pokręciłam głową rozbawiona i pokazałam im pokój w którym stało zaledwie łóżko naprzeciwko biurka po prawej była szafa na ubrania a po lewej drzwi. Tuż obok biurka była szafka na książki no i oczywiście wszędzie wisiały lampki. – Nooo fajnie masz. A te lampki to sama zawieszałaś?

- Nie Zbyszek na to wpadł powiedział, że każda nastolatka będzie mi zazdrościć – zaśmiałam się spoglądając na nie. – Mam gdzieś jeszcze posłanie dla Ferdka ale nie wiem gdzie je wyniósł – rozejrzałam się. Ten kot mnie dobije zawsze coś wyniesie a potem szukaj sobie sama bo on już nie pamięta gdzie co położył. Czasami zachowuje się jak jakiś pies czy wiewiórka, która zakopuje sobie jedzenie na zimę.

- Nooo, pokarz nam tego Ferdka! – Zarządziła Iśka. Odpowiedziałam jej że zaraz i wstałam z krzesła, podeszłam najpierw do łóżka i schyliłam się żeby zobaczyć czy może tam się nie schował ale nie było go. Wyszłam więc z pokoju i skierowałam się do kuchni, drugiego zaraz po moim pokoju, ulubionego miejsca mojego kocura. Tak jak myślałam. Siedział sobie na kuchennym blacie i rozmyślał nad sensem życia. Podeszłam do niego, chwyciłam go pod łapami i wsadziłam sobie pod pachę przytrzymując go jedną ręką, w wolną dłoń wzięłam paczkę chipsów paprykowych i wróciłam do pokoju.

- Tak więc poznajcie moje dziecko. Ferdek przywitaj się z ciotkami – postawiłam kota na blacie biurka i otworzyłam przekąskę. Rozsiadłam się wygodnie na krzesełku zakładając nogi na biurko.

- Oooo jaki słodziak – zachwycały się przez kolejne kilka minut po czym spytały się czym tak się obżeram i czemu ich nie poczęstuję. – Ostatnio widziałyśmy twój wywiad w telewizji.

- Jaki wywiad?- zdziwiłam się.

- No nie wiem. Było tylko kawałek i za coś dziękowałaś. – Odpowiedziała mi Iśka, która bardziej orientowała się w sporcie niż moja siostra. Kiwnęłam głową przeżuwając wolno chrupka.

- A co tam u was ciekawego? – Spytałam.

- Nic szczególnego się nie dzieje. Szkoła, kartkówki, klasówki. Same nudy jak widzisz. A u ciebie? – spytała Miśka.

- Nauka i treningi jeszcze nudniej niż u was – uśmiechnęłam się.

- Wiesz, że ona zmusza mnie do biegania codziennie rano – poskarżyła się Miśka wskazując na Aśkę. Zaśmiałyśmy się.

- No i dobrze trochę ruchu ci nie zaszkodzi – powiedziała Iśka.

Przegadałyśmy chyba dobre dwie godziny a i tak tematów nam nie brakowało. Przerwał nam dopiero Andrea, który kazał mi się kłaść spać bo jutro zaczynam zaliczenia semestru. Nigdy nie lubiłam czerwca właśnie z tego powodu. Pożegnałam się więc z dziewczynami i położyłam się łóżka. Przewracałam się z boku na bok szukając sobie wygodnej pozycji do zaśnięcia kiedy usłyszałam króciutką melodyjkę obwieszczającą, że dostałam sms-a. Wyciągnęłam rękę i zaczęłam namacywać na szafce nocnej mojego telefonu. Kiedy go znalazłam od razu przeczytałam wiadomość. Była od Zbyszka, który życzył mi powodzenia na jutrzejszych egzaminach, mimowolnie się uśmiechnęłam. Pamiętał. Odpisałam mu krótkie „Dziękuję.”  i odłożyłam telefon. Zgasiłam lampki i wróciłam do wiercenia się. Jak tylko znalazłam sobie wygodną pozycję do spania od razu odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


*


Śmiertelną ciszę przerywał tylko stukot moich obcasów. Chodziłam w tą w z powrotem co chwilę wypuszczając głośno powietrze i wykręcając palce w każdą stronę. Powtarzałam sobie wszystko co do tej pory się uczyłam, egzamin pisemny miałam za sobą został tylko ustny. Przystanęłam na chwilę i spojrzałam w dół na idealnie wyprasowaną białą koszulę i czarną spódniczkę, którą po chwili zastanowienia jeszcze raz wygładziłam. Wyprostowałam się i spojrzałam na zegarek na mojej prawej dłoni. Wiem, że nosi się je na lewej ale jakoś nie mogłam się tak przyzwyczaić i noszę go na prawej. Za około pięć minut powinna wyjść nauczycielka i wyczytać moje imię i nazwisko, oprócz mnie na korytarzu stała jeszcze jedna dziewczyna o kruczoczarnych włosach i wysoki chłopak z żelem na włosach. Westchnęłam i oparłam się o parapet odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Myślami byłam już gdzie indziej ale szybko przywołałam się do porządku i od początku powtarzałam wszystko. W końcu moje modlitwy zostały wysłuchane i zostałam poproszona do sali, jeszcze raz omiotłam spojrzeniem korytarz, dziewczyna i chłopak posłali mi potrzepujące uśmiechy, odwzajemniłam się tym samym i zamknęłam za sobą drzwi. Chcę to już mieć za sobą.

Tak!  Krzyknęłam w myślach podnosząc jedną rękę do góry w geście zwycięstwa kiedy tylko wyszłam z klasy. W końcu najgorszy egzamin mam za sobą. Życzyłam jeszcze powodzenia pozostałym osobom na korytarzu i czym prędzej wyszłam z budynku. Na parkingu przed szkołą czekała na mnie Erika. Szeroko uśmiechnięta szybko podeszłam do samochodu i weszłam do środka.

- Gratuluję! – powiedziała i uściskała mnie na tyle ile było to możliwe.

- No dzięki – wyszczerzyłam się leszcze szerzej. Erika odpaliła samochód i ruszyliśmy w drogę do supermarketu, żeby zrobić małe zakupy. Włączyłam radio gdzie leciała akurat jakaś piosenka o miłości.

Wzięłam ostatnią torbę zakupów i skierowałam się do domu. Rozpakowałyśmy ją i zabrałyśmy się do robienia obiadu. Andrea miał być dzisiaj około czternastej więc miałyśmy jeszcze godzinę.

- Zaraz wraca dobrze. Pójdę się tylko przebrać i zawiadomić tamtych – uśmiechnęłam się i wyszłam z kuchni. Szybko podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie spodenki oraz białą bluzkę na ramiączka z diabłem tasmańskim. Przebrałam się a strój galowy odwiesiłam na wieszak. Podeszłam do komputera i włączyłam go. Po kilku minutach dwa e-maile były już wysłane. Wróciłam go kuchni i pomogłam Erice.

- Właściwie to gdzie się wybieracie? – spytałam się mieszając sos w garnku.

- Jakbym wiedziała to bym ci powiedziała. Andrea chce zrobić mi niespodziankę i jak się go wypytywałam to uprzedził mnie, żebym nawet nie próbowała ciebie przysyłać bo i tak nic nie powie.

- Yhym – mruknęłam.

- No a ty pamiętaj, żeby tam się zachowywać, żebyś wstydu nie narobiła! – Ostrzegła mnie.

- Okej, okej – uśmiechnęłam się do niej.

Kiedy nakrywałyśmy do stołu przyszedł Andrea. Zjedliśmy, pogadaliśmy oczywiście pochwaliłam się zdanym egzaminem. Po obiedzie pozmywała Erika a ja próbowałam coś wyciągnąć z opiekuna ale ten pozostał nieugięty i za nic nie chciał wyjawić dokąd zabiera małżonkę na wakacje. W końcu zrezygnowana postanowiłam się przejść. Monia dała mi te kilka dni wolnego na przygotowanie się do egzaminów ale obiecała że tuż po nich zabieramy się ostro do ćwiczeń.

Wzięłam z pokoju tylko mój telefon i słuchawki i wyszłam z domu. Włączyłam pierwszą lepszą piosenkę i ruszyłam przed siebie. Po jakiś dwudziestu minutach spacerowania poczułam, że ktoś zasłania mi oczy. Zatrzymałam się i uśmiechnęłam czyżby możliwe, że przyjechał? Odwróciłam się, uśmiech ustąpił miejsce zdziwieniu. Przede mną stał nie kto inny jak..

- Kurek?! A co ty tutaj robisz? – Zapytałam się go. Był jak zawsze uśmiechnięty – on chyba tak ma bo za każdym razem jak go widzę to ma przylepionego banana na twarzy – na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, ubrany był w niebieski t-shirt, krótkie dżinsowe spodnie a na nogach miał jakieś adidasy.

- Przyjechałem cie odwiedzić. Dostaliśmy cztery dni wolnego i pomyślałem „A wpadnę zobaczę co u Tośki.” No i oto jestem! – powiedział przy czym rozłożył szeroko ramiona.

- No to witamy! – Powtórzyłam jego gest i parsknęłam śmiechem. – Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?

- Nie wiedziałem – puścił mi oczko. – Zbyszek powiedział, że masz egzaminy i zawsze po nich idziesz w jedno miejsce. No too .. czekałem na ciebie jakieś trzy godziny. Nie przywitasz się ze mną? – spytał i nie czekając na odpowiedź przytulił mnie. Musiało to komicznie wyglądać z moim metr sześćdziesiąt cztery a jego ponad dwa. Mogłam założyć chociaż koturny. – No opowiadaj zdałaś? Może się przejdziemy?

- Tak i tak – uśmiechnęłam się i ruszyliśmy do budki z lodami. Bartek kupił mi pięć gałek lodów czekoladowych a sobie pięć truskawkowych i poszliśmy dalej rozmawiając. Dowiedziałam się o nim dzisiaj dwóch rzeczy. Pierwsza: uwielbia lody truskawkowe. Druga: ciągle nawija o siatkówce jak Zbychiał. W międzyczasie udało mi się powiedzieć do jakiej szkoły chodzę i opowiedzieć o moich relacjach z rodziną. Bardzo go to interesowało. Powiedział mi jeszcze jak tam humorki w drużynie dopisują i że Zibi znów podrywał ta biedną panią w sklepie.

- Nie zanudzam cię? – spytał po dość dłuższej chwili kiedy opowiadał mi jak to kiedyś Winiarski dosypał Ignaczakowi troszeczkę proszku swędzącego do majtek. Miało być troszeczkę ale Winiarowi się ręka za bardzo przechyliła i chłopaki oglądali zmagania Igły kiedy ten próbował się dyskretnie podrapać aż w końcu nie wytrzymał i zaczął tarzać się po podłodze a następnie uciekł pod prysznic, wszyscy mieli z niego niezłą polewkę.

- Hahah jasne, że nie! Ciekawie tam macie widzę – zapewniłam go uśmiechając się. – Chciałabym to zobaczyć na własne oczy.

- Spoko nagraliśmy to. Kiedyś „przypadkiem” ci to pokażę – mrugnął do mnie okiem i się uśmiechnął. Spojrzałam na zegarek. Minęły trzy godziny! Czas z nim bardzo szybko leci! Za szybko!

- Przepraszam cie najmocniej ale muszę już lecieć. Jutro mam kolejny egzamin i muszę się jeszcze douczyć – powiedziałam wstając. – To co jutro o tej samej porze? – spytałam się z nadzieją, że jeszcze nie wyjedzie.

- Dobra. Życzę powodzenia.

- Nie dziękuję – odpowiedziałam z uśmiechem. Pomachałam i odwróciłam się. Po odejściu kilku kroków poczułam, że Kurek ściska moje ramię i odwraca ku sobie.

- Może cię odprowadzić? – w odpowiedzi kiwnęłam głową. Tak możemy spędzić jeszcze kilkanaście minut razem.

- Dobra Gzybek – zaśmiałam się.

- Co? Jak mnie nazwałaś? – spytał rozbawiony.

- Nooo są takie grzyby – kurki. Ty jesteś Kurek jesteś Gzybkiem – uśmiechnęłam się. A on się zaśmiał głośno.

- Oj mała, mała. – Pokiwał głową uśmiechnięty od ucha do ucha. – Dobra idziemy – powiedział i chwycił w swoją dłoń moją. Spojrzałam na nasze splecione ręce przez ułamek sekundy i poszłam za nim. Czułam, że policzki mnie pieką ale jakby co to powiem, że to z tego gorąca. Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu ale potem jakoś zaczęliśmy rozmowę. Dowiedziałam się teraz, że nasz Gzybek ma młodszego brata powiedział, że koniecznie muszę go poznać. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się pod moim domem. Przystanęliśmy a ja starałam się ocenić sytuację. Spojrzałam na garaż, przed nim nie stał żaden samochód czyli, że Anastasich nie było. Mogłabym zaprosić go do środka.

- Może wejdziesz? – spytałam spoglądając na drzwi wejściowe.

- Ymm … Ok. – Odpowiedział. Weszliśmy więc do domu. W salonie znalazłam kartkę, że wyszli do znajomych na kolację więc wrócą późno. Ucieszyłam się i odwróciłam do Kurka. Poinformowałam go że jesteśmy sami w domu na co dziwnie się uśmiechnął i zapytałam czy nie chce czegoś do picia. – Sok pomarańczowy poproszę. Jeśli masz oczywiście.

- Jasne zaraz przyniosę – powiedziałam po czym udałam się do kuchni. Nalałam soku do szklanek i wróciłam do salonu gdzie Kurek już wygodnie siedział na kanapie. – Proszę – podałam mu sok i usiadłam obok.

- Ładnie tu masz – stwierdził po dłuższym rozglądaniu się po pokoju. – A mógłbym zobaczyć twój pokój? – spytał z chytrym uśmieszkiem.

- Tak. Jest tam – wskazałam ręką. Bartek podniósł się a ja w ślad za nim. Weszliśmy do mojego królestwa gdzie panował istny bałagan. Książki i zeszyty porozrzucane na biurku, łóżku i podłodze na wieszaku, który był zaczepiony o rączkę szafki wisiał moja biała koszula i czarna spódniczka. – Sorki za bałagan – uśmiechnęłam się przepraszająco. Pokiwał głową wydymając dolną wargę.

- No, no ładnie. A te lampki to sama na to wpadłaś – spytał pokazując na nie.

- Zbyszek – westchnęłam. Mruknął coś co przypominało „yhym” i dalej się rozglądał. Przejrzał parę moich książek i zeszytów i stwierdził, że mam bardzo ładne pismo. Podczas gdy on tak sobie podziwiał moje pismo ja usiadłam sobie na łóżku. Po chwili na kolana wskoczył mi Ferdek gdy zaczęłam go głaskać zaczął mruczeć.

- Ooo twój chłopak i syn w jednym – zaśmiał się siadając obok. Ferdek spojrzał na niego mrużąc oczy po czym wstał i przeniósł się na kurkowe kolana.

- Lubi cie – uśmiechnęłam się.

- A jego właścicielka też mnie lubi? – spytał przybliżając się do mnie. Otworzyła lekko usta chciałam mu odpowiedzieć ale jego twarz cały czas się przybliżała, musiał się też nieźle schylić, a kiedy dzieliły nas dwa, trzy centymetry zadzwonił mój telefon. Odskoczyliśmy od siebie. Moje serce waliło mocno jakbym przebiegła chyba z dwadzieścia kilometrów. Dobrze, że nic między nami się nie stało. Dzwonek stawał się coraz bardziej natarczywy więc w końcu go odebrałam nie patrząc nawet kto dzwoni. Okazało się że to Andrea, pytał się czy już jestem w domu i czy przeczytałam kartkę. Odpowiedziałam mu że tak i zapewniłam, że wszystko jest w porządku i rozłączyłam się. Gdy odłożyłam telefon na szafkę, Kurek oznajmił mi że musi się już zbierać. Odprowadziłam go do drzwi, myślami byłam gdzie indziej więc nie zauważyłam jak ten powtarza czynność z pokoju. Zorientowałam się dopiero gdy ten składał na moich ustach krótki pocałunek. Serce znów zaczęło swój galop a myśli rozpierzchły się w sekundę. Chciałabym zatrzymać tę chwilę już na zawsze ale Kurek najwyraźniej miał inne plany bo szybko się ode mnie odsunął i bez słowa pożegnania odszedł szybkim krokiem zostawiając mnie zdezorientowaną w drzwiach.    


***
Hej :). Wiecie co wam powiem, że ostatnio coś mi się pokićkało i myślałam, że akcja w tym rozdziale i dalej toczy się już w 2011 roku czyli kiedy Tośka zdaje matury. Zaczęłam wszystko zmieniać a potem znów zaczęłam zmieniać tak jak było na początku bo kapnęłam się że to jednak jest jeszcze rok wcześniej. Tak więc przepraszam jeśli czegoś nie zauważyłam i są jakieś niezgodności. A tak w ogóle to rozdział pisało mi się lekko i bardzo i się podoba :) 
Pozdrawiam! 

3 komentarze:

  1. I dobrze bo rozdział jest boski <3
    hahaha Kuraś taki odważny :D
    widze jak u mnie to on pierwszy całuje :)
    pisz szybko kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauważyłam słowo "matura" w twoim opowiadaniu,i od razu przypomniało mi się jak opowiadałaś o całej akcji :D
    Och widzę, że coś zaiskrzyło pomiędzy Bartkiem, a Niną :p
    nie mogę doczekać się kolejnego :D
    Pisz szybko!
    P.S A Gzybek jest epicki! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ale się tutaj dużo wydarzyło! Strasznie fajnie, ze Nina odnalazła rodzinę. Czyżby wpadła w oko Bartkowi? ;)

    OdpowiedzUsuń