czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 2



- Jesteśmy kompletnymi debilami – stwierdziłam po obejrzeniu nagrania z kamerki.
- No chyba ty! – oburzył się Zbyszek – Ja nie jestem debilem tylko inteligentnym przedstawicielem płci męskiej – mówiąc to wypiął dumnie pierś i uniósł wysoko brodę.
- Że co proszę? – parsknęłam. Skutkiem było to że nasz inteligentny przedstawiciel płci męskiej tupnął nogą, założył ręce na piersi i oznajmił mi i Kubiakowi, że jest na nas śmiertelnie obrażony i to koniec naszej przyjaźni. – No cóż … Jest nam bardzo przykro z tego powodu – powiedziałam smutnym głosem. – To jak Misiek idziemy piec babeczki?- ożywiłam się momentalnie. Michał ochoczo pokiwał głową i wyszliśmy szybko z pokoju.
- Ej ja też chcę- Pan śmiertelnie na nas obrażony migiem się przy nas znalazł.
 - To co już nie jesteś na nas obrażony? – spytałam.
- A czy kiedykolwiek byłem mała? – spytał rękami schowanymi w kieszeni przy czym bujał się na palcach.
- No ale jest za późno przyjdźcie jutro – powiedziałam spoglądając na zegarek w kuchni.
- Szkoda – posmutniał Misiek – Dobra Zbychu zbieramy się – poklepał przyjaciela po plecach. Odprowadziłam ich do drzwi a potem postępowałam schematycznie łazienka, salon i od razu pod kołdrę.

*
Następnego dnia miałam mniej godzin nauki ale za to godzinę więcej treningu więc tak czy siak w domu byłam około godziny dziewiętnastej. Pomyślałam, że upiekę babeczki. Za dużo roboty z tym nie ma a obiecałam chłopakom.
Po godzinie dwudziestej z tacką pachnących babeczek zmierzałam do mieszkania Zbyszka. Mieszkali koło siebie więc nie było problemu żeby zawołać Michała. Weszłam na klatkę schodową, nie musiałam dzwonić domofonem gdyż akurat ktoś wychodził, i zapukałam do drzwi. Po chwili z drzwiach stanął Zbyszek.
- Cześć- uśmiechnęłam się. – Tak jak obiecałam – pokazałam na tackę przykrytą pazłotkiem.
- O super – ucieszył się. – Wchodź – zaprosił mnie do środka. Mieszkanie nie było duże ale za to bardzo ładnie urządzone. Kluby zawsze się starały z tymi mieszkaniami. Szkoda, że ja nie zostałam siatkarką ale z moim wzrostem.
- Cześć Michał – przywitałam się. Odwrócił się na chwilę i tylko kiwnął głową na powitanie. Panowie akurat w coś grali a jak zaczną grać to nie skończą nigdy.
Postawiłam tackę na stole Zbyszek i Michał instynktownie chwycili babeczki w dłonie i odgryźli kawałek. Sama wzięłam sobie jedną i przeżuwając oglądałam ich poczynania. Nie zawsze gadaliśmy kiedy siedzieliśmy we trójkę, czasami mogliśmy się spotkać i przemilczeć cały ten czas i nie krępowała nas ta cisza wręcz przeciwnie. To było coś jak bratnie dusze, doskonale się w trójkę dopełnialiśmy.
Po godzinie dziesiątej Zbyszek stwierdził, że powinnam już iść do domu bo Andrea będzie się martwił. W ogóle to chciałam iść już wcześniej ale bardzo chciałam zobaczyć który z nich wygra. Zbyszek chwycił kluczyki od samochodu i wyszedł razem ze mną z mieszkania. Jako, że wiedział iż boję się ciemności odprowadził mnie aż po same drzwi i nawet zakomunikował Andrei że jestem cała i zdrowa. 

*
Zbyszek :
Wróciłem szybko do mieszkania. Zamknąłem drzwi dość głośno i szybko usiadłem przed telewizorem gdzie czekał Michał. Od razu zaczęliśmy grać.
- Nie wydaje ci się że Nina ostatnio się jakaś dziwna zrobiła? – spytał ni stąd ni zowąd.
- Nie, czemu? – odpowiedziałem nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- No taka smutna jest – zaśmiałem się.
- Stary! Nie mów tylko, że się w niej zakochałeś!
- No co ty! – oburzył się – Znaczy jest ładna ale ja mam już swoją Monikę – zreflektował się.
- No ładna to ona jest i to bardzo – powiedziałem wstając. Udałem się do kuchni po piwo.
- Nie mów tylko, że się w niej zakochałeś – powtórzył moje słowa.
- Co ty – powiedziałem podając mu butelkę – Nina jest dla mnie jak siostra. Przecież nie można zakochać się w siostrze – upiłem łyk piwa.
- Wiesz są takie przypadki.
- Dobra skończ – powiedziałem i wróciliśmy do gry – Tak w ogóle to pomyślałem, że trzeba jej powiedzieć, że twoje zwolnienie się kończy i wyjeżdżasz no i że ja zmieniam klub.
- Ty jej to mówisz – powiedział od razu.
- Jak zawsze – westchnąłem. 

*
Nina:
No i super. Chłopaki właśnie lecą sobie do polski Zbyszek na zgrupowanie a Miśkowi skończył się ”urlop” jak to miał w zwyczaju mówić. Ja zostałam sama we Włoszech. Jasne mam Andreę, Erikę i Monikę. Jedyną pozytywną myślą były treningi i wieczory w salonie lub spędzone na rozmowach ze Zbyszkiem. 

*
- Cześć mała! – powiedział gdy tylko mnie zobaczył przez małą kamerkę wbudowaną w laptopa.
- Ile razy mam ci mówić, że nie jestem mała! To nie moja wina, że jesteś Guliwerem – zaśmiałam się.
- No dobra, dobra – podniósł ręce w geście obronnym – Pamiętaj! – pogroził mi palcem – złość piękności szkodzi.
- Weź spadaj. Rzuciłabym w ciebie czymś aktualnie ale to nie ma sensu – uśmiechnęłam się – No opowiadaj co tam u ciebie?
- A co tu opowiadać – wzruszył ramionami i nachylił się lekko – Kurek wyznaczył mi tylko czterdzieści minut na rozmowę z tobą – powiedział szeptem.
- Czemu szepczesz? – zapytałam cichutko.
- Żeby Kurek nie usłyszał – zaśmialiśmy się.
- Z czego się śmiejesz? – Usłyszałam, dziwne nigdy nie miałam styczności z językiem polskim a zrozumiałam co ten cały Kurek powiedział.
- No z ciebie – Zbyszek odwrócił się do współlokatora. – A co?
- Nico. Może przedstawisz mnie koleżance? – spytał i już ustawiał sobie krzesełko obok. – Cześć jestem Bartek – przywitał się ze mną po angielsku.
- Nina – uśmiechnęłam się. Był całkiem przystojny. Stop! Masz chłopaka. Tak, który się Tobą nie interesuje. Potrząsnęłam głową. Usłyszałam śmiechy. – Czego się śmiejecie?
- Z ciebie – odpowiedział mi Zibi – Co ty pchły masz? – spytał już całkiem rozbawiony.
- A weź spadaj sam masz pchły – wypięłam mu język. Poczułam, że coś ociera się o moją nogę spojrzałam w dół – Ferdek. Chwyciłam kota i postawiłam go na biurku. – Ferdek przywitaj się z wujkiem Zbyszkiem i nowym wujkiem Bartkiem – nachyliłam się do kota, ten tylko popatrzył się na mnie i polizał po nosie.
- To twój chłopak czy syn bo się pogubiłem – spytał uśmiechnięty od ucha do ucha Kurek.
- Ferdek jest uniwersalny – odpowiedziałam sadzając kota na kolanach – A co tam u Miśka? – spytałam Zibiego.
- Ok. trenuje. Jak będziemy we Włoszech to cię odwiedzimy.
- Spoko nie mogę się doczekać. Ale muszę już kończyć, lekcje się same nie odrobią – podniosłam jeden z zeszytów leżących obok mnie.
- No to już nie przeszkadzamy – powiedział Kurek – Miło było poznać.
- Wzajemnie – uśmiechnęłam się – Cześć i powodzenia! – dodałam i rozłączyłam się. No cóż powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B. Otworzyłam książkę od hiszpańskiego, miałam do przetłumaczenia dość długi tekst o gatunkach filmów. Westchnęłam i wstałam w poszukiwaniu słownika. Podeszłam do półki na książki i przejechałam palcem po ich grzbietach ale go tam nie było. Rozejrzałam się wkoło, leżał obok półki, schyliłam się i podniosłam go już usiadłam na krześle gdy usłyszałam leciutkie dwa szybkie stuknięcia i trzy wolne – Andrea. Odwróciłam się w momencie gdy ten wystawiał głowę przez szparę uchylonych drzwi.
- Cześć można? – Spytał szeptem.
- Jasne. CzemU szepczesz? – wszedł do środka i zamknął drzwi.
- Jak wiadomo Erika zaczęła się zdrowo odżywiać a skoro ona tak postanowiła my musimy się podporządkować. Usunęła z domu wszelakie słodkości dlatego to co się tutaj za chwilę stanie ma pozostać między nami – powiedział i zza siebie wyciągnął dwa duże słoiki nutelli – A tobie przyda się chwila odpoczynku – uśmiechnął się. Roześmiałam się cicho i ochoczo pokiwałam głową usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy jeść palcami czekoladowy przysmak. Pycha!
Andrea był super, był ojcem i przyjacielem w jednym. Mogłam z nim pogadać na każdy temat z Eriką również ale to z nim miałam lepszy kontakt. Potrafił rozpoznać mój nastrój w ciągu sekundy, pocieszyć czy doradzić. Kochał mnie i mógł dla mnie zrobić wszystko tak jak ja dla nich. Za każdym razem mogłam mówić o nim w samych superlatywach.
- Co ty na to żeby zapisać się na jakiś kurs? – odezwał się po kilku minutach milczenia, spojrzałam na niego zaciekawiona całkiem dobry pomysł.
- No ale jaki? Może jakiś język? Oboje szybko się ich uczymy.
- O dobry pomysł ale jaki? Francuski, niemiecki, rosyjski?
- Może polski? – uśmiechnęłam się – Moglibyśmy zaskoczyć chłopaków jak do nas przyjadą.
- Ok. – uśmiechnął się.
- Ale dopiero w wakacje, teraz muszę zabrać się za tłumaczenie tekstu z hiszpańskiego.
- Rozumiem, że mnie wyrzucasz. Dobra nie przeszkadzam – powiedział wstając i zabierając wszystko co ze sobą przyniósł. – Tylko kończ szybko bo już późno.- kiwam tylko głową. Siadam na obrotowym krześle i przysuwam się do biurka, im szybciej zacznę tym szybciej skończę.
Po upływie trzydziestu minut tekst był przetłumaczony. Szybko poszło  pomyślałam. Przeciągnęłam się i wstałam – czas do łóżka. Zdjęłam z siebie bluzę i wskoczyłam do łóżka. Wyciągnęłam jeszcze rękę by zgasić lampki.
Swoją drogą to Zbyszek wpadł na pomysł, żeby u mnie w pokoju powiesić lampki świąteczne. Zobaczył taki obrazek gdzieś w Internecie i stwierdził, że to doskonały pomysł na początku byłam do tego negatywnie nastawiona ale gdy zobaczyła efekt od razu zmieniłam zdanie.
Przytuliłam się do poduszki i zasnęłam.


***
 
Rozdział krótki i nudny ale akcja po trochu zaczyna się rozkręcać.
Pozdrawiam :)

2 komentarze:

  1. usze przyznac że to dopiero drugi rozdział a to już staje się moje lubione opowiadanie ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo , doczekałam się ;D Rozdział świetny , aż nie mogę się doczekać ;D Pozdrawiam i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń