Upadłam znów na materace. Nie wychodziło mi dzisiaj kompletnie
nic. Walnęłam pięścią w materac i wtedy zobaczyłam, że Adam do mnie podchodzi. Zmienił
się od ostatniego razu jak go widziałam. Był bardziej wymagający ale czemu się
dziwić. Poprowadził dziewczyny po złoto w drużynie w krajowych zawodach i z
tymi samymi zdobył srebro na mistrzostwach świata pół roku temu.
- Co jest? – spytał kucając koło mnie.
- Nie wychodzi mi – odpowiedziałam spoglądając na niego.
- Nic ci nie będzie wychodzić jak będziesz siedzieć na dupie.
Trzeba ćwiczyć! – warknął i odszedł. Spojrzałam na Annę. Jej twarz nie wyrażała
żadnych uczuć. Wstałam i podeszłam do stolika po wodę.
- Pora się zważyć – powiedziała do mnie blondynka. Odstawiłam
butelkę z powrotem na stolik i udałam się do miejsca gdzie już czekał na nas
Adam. Weszłam na wagę i odczekałam chwilę.
- 55 – powiedział.
- To dobrze – odpowiedziałam.
- Dla średniej zawodniczki tak a nie dla kogoś kto chce zdobyć
złoto olimpijskie! Chcesz zdobyć złoto czy nie?!
- Tak.
- Więc musisz schudnąć
kilka kilo – warknął i odszedł. Zeszłam z wagi i obejrzałam się na odchodzącego
Adama. Co on sobie myślał! Wtedy podeszła do mnie Anna i powiedziała jak mogę
zrzucić parę kilo po czym powiedziała, że mogę już iść do domu. Szybko
podeszłam do ławki. Założyłam na siebie dresy i wzięłam torbę treningową i
wyszłam z hali. Szybkim krokiem przemierzałam ulice aż w końcu dotarłam pod
swój dom. Wspięłam się po schodkach a następnie zaczęłam grzebać w torbie w
poszukiwaniu kluczy. Włożyłam klucze do zamku i przekręciłam dwa razy,
otworzyłam drzwi i wtedy ze środka jak torpeda wybiegł Ferdek. Zaśmiałam się
pod nosem. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do łazienki. Wzięłam
szybki prysznic. Wychodząc spod prysznica otuliłam się szczelnie ręcznikiem i
weszłam na wagę. Pokazywała 55 kilogramów. Uniosłam głowę i spojrzałam w lustro
wtedy też usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.
- Tosia?! – krzyknęła Erika.
- W łazience! – odkrzyknęłam, zeszłam z wagi i nałożyłam na nogi
kapcie po czym wyszłam z pomieszczenia.
- Jak na treningu? – spytała kładąc na kuchennym stole siatki z
zakupami.
- Spoko – odparłam. – Będę w czymś potrzebna?
- Niee – odpowiedziała rozglądając się po kuchni.- Zaraz nam coś
odgrzeję tylko to rozpakuję.
- Ok to ja idę to siebie – poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i
zajrzałam do szafy wtedy na ekranie laptopa wyświetliło mi się „Bartek dzwoni”.
Uśmiechnęłam się i nacisnęłam odbierz. Od razu usłyszałam głośne „CZEŚĆ!!” od
wszystkich siatkarzy i dziewczyn. – Hej! – usiadłam przed komputerem.
- A ty czemu nie ubrana? – spytał Igła i zabawnie poruszył
brwiami.
- Wróciłam przed chwilą z treningu – wytłumaczyłam. – Dacie mi
kilka minut? Szybko się ubiorę i przyjdę – pokiwali głowami. Wstałam i
podeszłam do szafy wyciągając z niej czarną bluzkę na krótki rękaw i różowe
dresy. Poszłam do łazienki gdzie szybko się przebrałam i wróciłam do pokoju.
Chłopaki oczywiście już komentowali jego wygląd, pokręciłam rozbawiona głową i
usiadłam przed komputerem. – Już – powiedziałam i wtedy na kolana wskoczył mi
Ferdek. Postał chwilę i położył się na klawiaturze laptopa. – Co tam? Nieźle
wam idzie – uśmiechnęłam się.
- Nie zapeszaj! – Marcin pogroził mi palcem i się zaśmiał.
Gadaliśmy dobrą godzinę. Dowiedziałam się że dziewczyny urządziły sobie z
Bartkiem, Zibim i Igłą konkurs kto dalej splunie, a Dzik wszystko nagrywał.
Potem też dowiedziałam się że Bartek i Miśka napluli komuś na głowę. Potem Igła
zaczął strzelać sucharami i wtedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się.
- Cześć Kreciku! – krzyknął Pedro i rzucił się na moje łóżko.
Wstałam z krzesła i podeszłam do niego.
- Możesz wyjść z łaski swojej! Nie widzisz, że rozmawiam! – biłam
go poduszką i się śmiałam. Wtedy ten wstał i usiadł na krzesełku przy biurku,
przywitał się z chłopakami a do pokoju wszedł Giulio. – Powiedz mu coś! –
krzyknęłam do niego. Ten tylko się roześmiał i powiedział, że obiad jest gotowy
i mamy iść do kuchni. Podeszłam do biurka. – Dobra muszę lecieć .. Ała! –
krzyknęłam gdy Pedro pociągnął mnie za włosy.
- Nie słyszałaś mamy iść – roześmiał się.
- Cześć – rzuciłam do chłopaków i się rozłączyłam. –
Nienawidzę cie idioto!
- Mamo! Słyszałaś?!
- Oj dajcie już sobie spokój i siadajcie! – odkrzyknęła mu Erika z
kuchni. Po chwili już wszyscy czworo siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad.
***
Dni mijały dalej. Ciągle tylko treningi, które już zdążyłam
znienawidzić i oglądanie meczy chłopaków. Z Eriką urządziłyśmy sobie strefę
kibica w salonie, czasami przychodzili do nas Pedro z Giuliem i jego dziewczyną
ale nie zawsze. Po każdym meczu pisałam do Bartka i Andrei, tęskniłam za nimi i
bardzo żałowałam, że musiałam wyjechać. Czułam się coraz gorzej zmęczona,
treningi już nie były dla mnie przyjemnością a gimnastyka stała się uciążliwa.
Marzyłam o złotym medalu ale za taką cenę?! Na początku grudnia chłopaki znów
do mnie zadzwonili. Siedziałam właśnie sobie w pokoju na łóżku i przeglądałam
facebooka i twittera. Pogadaliśmy dwie godziny, życzyłam im powodzenia na
jutrzejszym meczu a oni obiecali, że przyjadą do mnie. Rozłączyłam się i
poszłam spać.
***
Zajęli drugie miejsce. To dobrze. Byłam na treningu kiedy Erika do
mnie napisała. Adam znów się na mnie darł i pokazywał na Anabelli jak powinnam
wykonywać poszczególne ćwiczenia. Nienawidziłam dziewczyny. Była młodsza ode
mnie pięć lat a panoszyła się jak nie wiem. Oprócz mnie i Anabelli było tu
jeszcze sześć innych dziewczyn ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Marzyłam
tylko o tym, żeby treningi kończyły się jak najszybciej. Jedyną osobą, którą
tutaj lubiłam był Konrad – lekarz. Tylko z nim dało się jakoś normalnie
porozmawiać i on jedyny nie porównywał mnie do nikogo innego.
Kiedy trening się skończył poszłam na przystanek. Stałam z
słuchawkami w uszach i czekałam na autobus kiedy przyjechał jakiś samochód i
się zatrzymał, zaciekawiona przyjrzałam się bliżej kierowcy i spostrzegłam, że
to Adam. Wyjęłam jedną słuchawkę podczas gdy on uchylił okno od strony
kierowcy.
- Wsiadaj! Podwiozę cię! – powiedział, zawahałam się ale wsiadłam.
Schowałam słuchawki do bocznej kieszeni torby i spojrzałam przed siebie. – Nie
miej mi za złe, że tyle od ciebie wymagam – odezwał się pierwszy, spojrzałam na
niego zła. Pff! Jasne. – Ty masz szanse na złoto reszta dziewczyn, niekoniecznie
– uśmiechnął się lekko i położył swoją dłoń na moim kolanie. Szybko ją
strząsnęłam.
- Dzięki za podwózkę już wysiądę! – powiedziałam dobitnie.
Spojrzał na mnie ale się zatrzymał. – Do widzenia. – powiedziałam wychodząc.
Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie. Do domu dzieliło mnie jeszcze
kilka metrów. Szłam szybkim krokiem. Byłam
wściekła na niego. Jaane! Idiota! Po kilku minutach znalazłam się w
domu.
- O cześć! – zawołała Erika, opierając się o framugę drzwi do
kuchni. – Odgrzać ci obiad?
- Nie dziękuję jadłam na mieście – uśmiechnęłam się do niej i
powędrowałam do łazienki. Rzeczy z treningu rzuciłam do pralki, którą po chwili
włączyłam. Zanim wyszłam z pomieszczenia weszłam jeszcze na wagę. Westchnęłam
widząc cyferki i czym prędzej poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i
udałam się do pokoju. Odpaliłam laptopa i zalogowałam się na skype. Może
zadzwoni Bartek albo Zibi albo Andrea.
***
Andrea niedługo wrócił do domu. Przygotowaliśmy z Eriką obiad i
zaprosiliśmy Pedro i Giulio. Spędziliśmy miło czas a około godziny piętnastej
wzięłam swoją torbę i poszłam na trening. Po kilku godzinach wróciłam i poszłam
pobiegać, potem już był tylko prysznic i do łóżka nawet nie zaważyłam, że
dostałam wiadomość od Bartka.
***
Nie pojechałam na święta do domu. Miałam zawody. 27 grudnia
wylatywaliśmy do Sztokholmu na zawody drużynowe. Zajęłyśmy z dziewczynami
trzecie miejsce i tam po raz pierwszy zemdlałam. Gdy się ocknęłam stał nade mną
lekarz, przebadał mnie i stwierdził, że powinnam trochę więcej odpoczywać.
- Przy takim natłoku pracy, trudno znaleźć choć chwilę dla siebie
– stwierdził Adam, spojrzałam na niego na jego twarzy była wymalowana troska
ale ja wiedziałam, że to tylko jedna z wielu masek jaką przybiera. On tylko
udaje, że przejmuje się naszym losem. Zależy mu tylko i wyłącznie na medalach i
sławie. Podszedł do mnie i objął ramieniem. – Ale myślę, że po tak dobrym
występie będziesz chciała kilka dni wolnego co nie? – uśmiechnął się do mnie.
Uśmiechnęłam się krzywo i wzięłam szklankę wody od doktora. Wypiłam wszystko
duszkiem i odstawiłam szkło na półkę obok kozetki na której siedziałam. – To co
chyba możemy już ją zabrać?
- Tak. Myślę, że tak – powiedział. – I gratuluję! – uśmiechnął się
do mnie, odwzajemniłam uśmiech i podziękowałam cicho. Adam założył na moje
ramiona bluzę i wyszliśmy z gabinetu na parking. Weszliśmy do naszego busa i
pojechaliśmy do hotelu. Całą drogę patrzyłam się przez okno nie licząc tego
kiedy pisałam sms-a do Anastasich. Gdy znaleźliśmy się w hotelu szybko wzięłam
gorącą kąpiel i położyłam się spać.
Chudłam, może na początku nie było tak tego widać ale chudłam. Nic
praktycznie już nie jadłam, piłam kilka litrów wody dziennie i czasami zjadłam
pół grejpfruta. Andrea znów wyjechał do Polski, za kilka tygodni zaczyna się liga światowa, potem Igrzyska o
których tak marzyłam. Nie podołam temu. Nie mam już siły na nic. Udaję, że jest
ok ale wcale tak nie jest. Patrzę w lustro i nie poznaję samej siebie.
Zapadnięte policzki, wory pod oczami, popękane usta, suche i połamane włosy.
Niedawno zauważyłam, że zaczęły mi wypadać. Na początku stycznia zdołałam
przekonać Erikę bym zamieszkała w motelu przy hali, że nie będę traciła czasu
na dojazd i tak dalej. Zgodziła się. Wtedy straciła nade mną zupełną kontrolę.
Rzadko do niej przychodziłam tłumacząc się ciągłymi treningami. Mówiła, że
rozumiała. Z Bartkiem również rzadko rozmawiałam. Najczęściej to wieczorami
kiedy to nie mogłam zasnąć. Był u mnie ostatnio jak jeszcze wyglądałam jak
człowiek. Martwił się. Pytał czy wszystko w porządku ale odparłam, że tak. Bo
co miałam mu powiedzieć? Że źle się czuję, nie daję rady, wszystko mnie boli?
Nie chciałam go martwić, w ogóle nie chciałam, żeby ktokolwiek mi współczuł.
Zamknęłam wieko walizki i położyłam się na łóżku. I tak nie zasnę,
leżałam i wsłuchiwałam się w tykanie zegara. Po kilku godzinach przewracania
się z boku na bok wstałam, udałam się do łazienki i z półki z nad umywalki
sięgnęłam tabletki na sen. Lustra tu nie było, zdjęłam je kilka dni temu i
teraz stoi odwrócone do ściany za sedesem. Połknęłam kilka tabletek popiłam
wodą i udałam się znów do łóżka. Po kilku minutach zasnęłam.
Pod koniec kwietnia strasznie źle się czułam. Wczoraj dzwonili do
mnie chłopaki z wiadomością, że już czekają na mnie w Spale. Powiedziałam, że
za dwa dni do nich dojadę. Kończyłam się właśnie pakować kiedy to ktoś zapukał
do mnie do drzwi. Strasznie kręciło mi się w głowie i z lekkim trudem
oddychałam. Wstałam w końcu i powoli podeszłam do drzwi zdążyłam przekręcić
klucz w zamku i nacisnąć klamkę a potem widziałam już ciemność.
***
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nie poznawałam tego
miejsca ale miałam dziwne przeczucie. Zauważyłam, że nic mnie już nie bolało i
czułam się świetnie. Wyciągnęłam przed siebie rękę, była odziana w białą
koszulę, spojrzałam w dół i zauważyłam, że cała jestem ubrana na biało, stopy
miałam bose. Stałam na kafelkach, spojrzałam przed siebie. Poznaję to miejsce!
Ruszyłam szybko przed siebie i wtedy ktoś mnie zawołał.
- Antonino! – Obejrzałam się za siebie ale nikogo nie było.
Spojrzałam w drugim kierunku i aż podskoczyłam przestraszona. Obok mnie stała
jakaś kobieta. Położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się ciepło. Patrzyłam
się na nią przestraszonym wzrokiem ale strach mijał. Dziwne ale miałam
wrażenie, że mogę jej ufać.
- Kim jesteś? – spytałam nieznajomej.
- Czas się pożegnać Antonino – odpowiedziała melodyjnym głosem.
- Co? – spytałam. Nie rozumiałam o co jej chodzi. Uśmiech zszedł
jej z twarzy i przesunęła się kilka kroków w lewo. Cały czas podążałam za nią
wzrokiem. Skinęła głową bym spojrzała na korytarz po mojej prawej stronie.
Obejrzałam się i zobaczyłam Giulia chodzącego to w jedną to w drugą stronę oraz
Erikę siedzącą na bladoniebieskich krzesełkach łkającą w ramię Pedro. Mogę
przysiąc, że jeszcze kilka minut temu ich tutaj nie było. Spojrzałam na
kobietę, palcem wskazującym pokazała na salę za mną. Szybko się okręciłam i nie
mogłam uwierzyć własnym oczom! Serce zaczęło mi szybciej bić a nogi zrobiły się
jak z waty. Przylepiłam się do szyby i obserwowałam jak lekarze próbują mnie
uratować. Mnie! Leżałam na szpitalnym łóżku bez życia.
- Nie! – szepnęłam. – Proszę nie! – krzyknęłam odwracając się do
kobiety, chwyciłam ją za rękaw. – Proszę! Ja chcę żyć! Proszę daj mi jeszcze
jedną szansę! – w oczach zebrały mi się łzy, które już po chwili kapały na
nieskazitelnie białą koszulę, w którą byłam ubrana. Spojrzałam jeszcze raz na
braci i matkę. – Proszę! Błagam! Daj mi żyć!
***
Hej to już prawie koniec opowiadania, został tylko epilog. Przyznam się wam, że płakałam jak pisałam końcówkę rozdziału. Mam dwa zakończenia i jeszcze nie wiem, które opublikuję.
Zapraszam również tutaj :D http://i-cant-tell-you-how-it-all-happened.blogspot.com/
Następny 30 kwietnia.
Pozdrawiam!
No nie to nie tak ma się skończyć. Oby jednak udało się uratować Tośkę :)
OdpowiedzUsuńjejku, prawie się popłakałam przez to ;'(
OdpowiedzUsuńnie, nie, oni muszą ją uratować!
czekam na następny!
Czytałam końcówkę ze łzami w oczach i ja cię tylko ostrzegam, że jeśli na końcu będzie to czego nie chciałam, znasz tego konsekwencje.
OdpowiedzUsuńNienawidzę Adama skurwysyna.
Ostrzegam cię.
Pozdrawiam!