środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 28



Upadłam znów na materace. Nie wychodziło mi dzisiaj kompletnie nic. Walnęłam pięścią w materac i wtedy zobaczyłam, że Adam do mnie podchodzi. Zmienił się od ostatniego razu jak go widziałam. Był bardziej wymagający ale czemu się dziwić. Poprowadził dziewczyny po złoto w drużynie w krajowych zawodach i z tymi samymi zdobył srebro na mistrzostwach świata pół roku temu.

- Co jest? – spytał kucając koło mnie.

- Nie wychodzi mi – odpowiedziałam spoglądając na niego.

- Nic ci nie będzie wychodzić jak będziesz siedzieć na dupie. Trzeba ćwiczyć! – warknął i odszedł. Spojrzałam na Annę. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Wstałam i podeszłam do stolika po wodę.

- Pora się zważyć – powiedziała do mnie blondynka. Odstawiłam butelkę z powrotem na stolik i udałam się do miejsca gdzie już czekał na nas Adam. Weszłam na wagę i odczekałam chwilę.

- 55 – powiedział.

- To dobrze – odpowiedziałam.

- Dla średniej zawodniczki tak a nie dla kogoś kto chce zdobyć złoto olimpijskie! Chcesz zdobyć złoto czy nie?!

- Tak.

 - Więc musisz schudnąć kilka kilo – warknął i odszedł. Zeszłam z wagi i obejrzałam się na odchodzącego Adama. Co on sobie myślał! Wtedy podeszła do mnie Anna i powiedziała jak mogę zrzucić parę kilo po czym powiedziała, że mogę już iść do domu. Szybko podeszłam do ławki. Założyłam na siebie dresy i wzięłam torbę treningową i wyszłam z hali. Szybkim krokiem przemierzałam ulice aż w końcu dotarłam pod swój dom. Wspięłam się po schodkach a następnie zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu kluczy. Włożyłam klucze do zamku i przekręciłam dwa razy, otworzyłam drzwi i wtedy ze środka jak torpeda wybiegł Ferdek. Zaśmiałam się pod nosem. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Wychodząc spod prysznica otuliłam się szczelnie ręcznikiem i weszłam na wagę. Pokazywała 55 kilogramów. Uniosłam głowę i spojrzałam w lustro wtedy też usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.

- Tosia?! – krzyknęła Erika.

- W łazience! – odkrzyknęłam, zeszłam z wagi i nałożyłam na nogi kapcie po czym wyszłam z pomieszczenia.

- Jak na treningu? – spytała kładąc na kuchennym stole siatki z zakupami.

- Spoko – odparłam. – Będę w czymś potrzebna?

- Niee – odpowiedziała rozglądając się po kuchni.- Zaraz nam coś odgrzeję tylko to rozpakuję.

- Ok to ja idę to siebie – poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i zajrzałam do szafy wtedy na ekranie laptopa wyświetliło mi się „Bartek dzwoni”. Uśmiechnęłam się i nacisnęłam odbierz. Od razu usłyszałam głośne „CZEŚĆ!!” od wszystkich siatkarzy i dziewczyn. – Hej! – usiadłam przed komputerem.

- A ty czemu nie ubrana? – spytał Igła i zabawnie poruszył brwiami.

- Wróciłam przed chwilą z treningu – wytłumaczyłam. – Dacie mi kilka minut? Szybko się ubiorę i przyjdę – pokiwali głowami. Wstałam i podeszłam do szafy wyciągając z niej czarną bluzkę na krótki rękaw i różowe dresy. Poszłam do łazienki gdzie szybko się przebrałam i wróciłam do pokoju. Chłopaki oczywiście już komentowali jego wygląd, pokręciłam rozbawiona głową i usiadłam przed komputerem. – Już – powiedziałam i wtedy na kolana wskoczył mi Ferdek. Postał chwilę i położył się na klawiaturze laptopa. – Co tam? Nieźle wam idzie – uśmiechnęłam się.

- Nie zapeszaj! – Marcin pogroził mi palcem i się zaśmiał. Gadaliśmy dobrą godzinę. Dowiedziałam się że dziewczyny urządziły sobie z Bartkiem, Zibim i Igłą konkurs kto dalej splunie, a Dzik wszystko nagrywał. Potem też dowiedziałam się że Bartek i Miśka napluli komuś na głowę. Potem Igła zaczął strzelać sucharami i wtedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się.

- Cześć Kreciku! – krzyknął Pedro i rzucił się na moje łóżko. Wstałam z krzesła i podeszłam do niego.

- Możesz wyjść z łaski swojej! Nie widzisz, że rozmawiam! – biłam go poduszką i się śmiałam. Wtedy ten wstał i usiadł na krzesełku przy biurku, przywitał się z chłopakami a do pokoju wszedł Giulio. – Powiedz mu coś! – krzyknęłam do niego. Ten tylko się roześmiał i powiedział, że obiad jest gotowy i mamy iść do kuchni. Podeszłam do biurka. – Dobra muszę lecieć .. Ała! – krzyknęłam gdy Pedro pociągnął mnie za włosy.

- Nie słyszałaś mamy iść – roześmiał się.

- Cześć – rzuciłam do chłopaków i się rozłączyłam. – Nienawidzę  cie idioto!

- Mamo! Słyszałaś?!

- Oj dajcie już sobie spokój i siadajcie! – odkrzyknęła mu Erika z kuchni. Po chwili już wszyscy czworo siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad.

                                                        ***

Dni mijały dalej. Ciągle tylko treningi, które już zdążyłam znienawidzić i oglądanie meczy chłopaków. Z Eriką urządziłyśmy sobie strefę kibica w salonie, czasami przychodzili do nas Pedro z Giuliem i jego dziewczyną ale nie zawsze. Po każdym meczu pisałam do Bartka i Andrei, tęskniłam za nimi i bardzo żałowałam, że musiałam wyjechać. Czułam się coraz gorzej zmęczona, treningi już nie były dla mnie przyjemnością a gimnastyka stała się uciążliwa. Marzyłam o złotym medalu ale za taką cenę?! Na początku grudnia chłopaki znów do mnie zadzwonili. Siedziałam właśnie sobie w pokoju na łóżku i przeglądałam facebooka i twittera. Pogadaliśmy dwie godziny, życzyłam im powodzenia na jutrzejszym meczu a oni obiecali, że przyjadą do mnie. Rozłączyłam się i poszłam spać.

                                                      ***

Zajęli drugie miejsce. To dobrze. Byłam na treningu kiedy Erika do mnie napisała. Adam znów się na mnie darł i pokazywał na Anabelli jak powinnam wykonywać poszczególne ćwiczenia. Nienawidziłam dziewczyny. Była młodsza ode mnie pięć lat a panoszyła się jak nie wiem. Oprócz mnie i Anabelli było tu jeszcze sześć innych dziewczyn ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Marzyłam tylko o tym, żeby treningi kończyły się jak najszybciej. Jedyną osobą, którą tutaj lubiłam był Konrad – lekarz. Tylko z nim dało się jakoś normalnie porozmawiać i on jedyny nie porównywał mnie do nikogo innego.

Kiedy trening się skończył poszłam na przystanek. Stałam z słuchawkami w uszach i czekałam na autobus kiedy przyjechał jakiś samochód i się zatrzymał, zaciekawiona przyjrzałam się bliżej kierowcy i spostrzegłam, że to Adam. Wyjęłam jedną słuchawkę podczas gdy on uchylił okno od strony kierowcy.

- Wsiadaj! Podwiozę cię! – powiedział, zawahałam się ale wsiadłam. Schowałam słuchawki do bocznej kieszeni torby i spojrzałam przed siebie. – Nie miej mi za złe, że tyle od ciebie wymagam – odezwał się pierwszy, spojrzałam na niego zła. Pff! Jasne. – Ty masz szanse na złoto reszta dziewczyn, niekoniecznie – uśmiechnął się lekko i położył swoją dłoń na moim kolanie. Szybko ją strząsnęłam.

- Dzięki za podwózkę już wysiądę! – powiedziałam dobitnie. Spojrzał na mnie ale się zatrzymał. – Do widzenia. – powiedziałam wychodząc. Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie. Do domu dzieliło mnie jeszcze kilka metrów. Szłam szybkim krokiem. Byłam  wściekła na niego. Jaane! Idiota! Po kilku minutach znalazłam się w domu.

- O cześć! – zawołała Erika, opierając się o framugę drzwi do kuchni. – Odgrzać ci obiad?

- Nie dziękuję jadłam na mieście – uśmiechnęłam się do niej i powędrowałam do łazienki. Rzeczy z treningu rzuciłam do pralki, którą po chwili włączyłam. Zanim wyszłam z pomieszczenia weszłam jeszcze na wagę. Westchnęłam widząc cyferki i czym prędzej poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i udałam się do pokoju. Odpaliłam laptopa i zalogowałam się na skype. Może zadzwoni Bartek albo Zibi albo Andrea.

                                                       ***

Andrea niedługo wrócił do domu. Przygotowaliśmy z Eriką obiad i zaprosiliśmy Pedro i Giulio. Spędziliśmy miło czas a około godziny piętnastej wzięłam swoją torbę i poszłam na trening. Po kilku godzinach wróciłam i poszłam pobiegać, potem już był tylko prysznic i do łóżka nawet nie zaważyłam, że dostałam wiadomość od Bartka.

                                                      ***

Nie pojechałam na święta do domu. Miałam zawody. 27 grudnia wylatywaliśmy do Sztokholmu na zawody drużynowe. Zajęłyśmy z dziewczynami trzecie miejsce i tam po raz pierwszy zemdlałam. Gdy się ocknęłam stał nade mną lekarz, przebadał mnie i stwierdził, że powinnam trochę więcej odpoczywać.

- Przy takim natłoku pracy, trudno znaleźć choć chwilę dla siebie – stwierdził Adam, spojrzałam na niego na jego twarzy była wymalowana troska ale ja wiedziałam, że to tylko jedna z wielu masek jaką przybiera. On tylko udaje, że przejmuje się naszym losem. Zależy mu tylko i wyłącznie na medalach i sławie. Podszedł do mnie i objął ramieniem. – Ale myślę, że po tak dobrym występie będziesz chciała kilka dni wolnego co nie? – uśmiechnął się do mnie. Uśmiechnęłam się krzywo i wzięłam szklankę wody od doktora. Wypiłam wszystko duszkiem i odstawiłam szkło na półkę obok kozetki na której siedziałam. – To co chyba możemy już ją zabrać?

- Tak. Myślę, że tak – powiedział. – I gratuluję! – uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam uśmiech i podziękowałam cicho. Adam założył na moje ramiona bluzę i wyszliśmy z gabinetu na parking. Weszliśmy do naszego busa i pojechaliśmy do hotelu. Całą drogę patrzyłam się przez okno nie licząc tego kiedy pisałam sms-a do Anastasich. Gdy znaleźliśmy się w hotelu szybko wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się spać.

Chudłam, może na początku nie było tak tego widać ale chudłam. Nic praktycznie już nie jadłam, piłam kilka litrów wody dziennie i czasami zjadłam pół grejpfruta. Andrea znów wyjechał do Polski, za kilka tygodni  zaczyna się liga światowa, potem Igrzyska o których tak marzyłam. Nie podołam temu. Nie mam już siły na nic. Udaję, że jest ok ale wcale tak nie jest. Patrzę w lustro i nie poznaję samej siebie. Zapadnięte policzki, wory pod oczami, popękane usta, suche i połamane włosy. Niedawno zauważyłam, że zaczęły mi wypadać. Na początku stycznia zdołałam przekonać Erikę bym zamieszkała w motelu przy hali, że nie będę traciła czasu na dojazd i tak dalej. Zgodziła się. Wtedy straciła nade mną zupełną kontrolę. Rzadko do niej przychodziłam tłumacząc się ciągłymi treningami. Mówiła, że rozumiała. Z Bartkiem również rzadko rozmawiałam. Najczęściej to wieczorami kiedy to nie mogłam zasnąć. Był u mnie ostatnio jak jeszcze wyglądałam jak człowiek. Martwił się. Pytał czy wszystko w porządku ale odparłam, że tak. Bo co miałam mu powiedzieć? Że źle się czuję, nie daję rady, wszystko mnie boli? Nie chciałam go martwić, w ogóle nie chciałam, żeby ktokolwiek mi współczuł.

Zamknęłam wieko walizki i położyłam się na łóżku. I tak nie zasnę, leżałam i wsłuchiwałam się w tykanie zegara. Po kilku godzinach przewracania się z boku na bok wstałam, udałam się do łazienki i z półki z nad umywalki sięgnęłam tabletki na sen. Lustra tu nie było, zdjęłam je kilka dni temu i teraz stoi odwrócone do ściany za sedesem. Połknęłam kilka tabletek popiłam wodą i udałam się znów do łóżka. Po kilku minutach zasnęłam.

Pod koniec kwietnia strasznie źle się czułam. Wczoraj dzwonili do mnie chłopaki z wiadomością, że już czekają na mnie w Spale. Powiedziałam, że za dwa dni do nich dojadę. Kończyłam się właśnie pakować kiedy to ktoś zapukał do mnie do drzwi. Strasznie kręciło mi się w głowie i z lekkim trudem oddychałam. Wstałam w końcu i powoli podeszłam do drzwi zdążyłam przekręcić klucz w zamku i nacisnąć klamkę a potem widziałam już ciemność.

                                                        ***

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nie poznawałam tego miejsca ale miałam dziwne przeczucie. Zauważyłam, że nic mnie już nie bolało i czułam się świetnie. Wyciągnęłam przed siebie rękę, była odziana w białą koszulę, spojrzałam w dół i zauważyłam, że cała jestem ubrana na biało, stopy miałam bose. Stałam na kafelkach, spojrzałam przed siebie. Poznaję to miejsce! Ruszyłam szybko przed siebie i wtedy ktoś mnie zawołał.

- Antonino! – Obejrzałam się za siebie ale nikogo nie było. Spojrzałam w drugim kierunku i aż podskoczyłam przestraszona. Obok mnie stała jakaś kobieta. Położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się ciepło. Patrzyłam się na nią przestraszonym wzrokiem ale strach mijał. Dziwne ale miałam wrażenie, że mogę jej ufać.

- Kim jesteś? – spytałam nieznajomej.

- Czas się pożegnać Antonino – odpowiedziała melodyjnym głosem.

- Co? – spytałam. Nie rozumiałam o co jej chodzi. Uśmiech zszedł jej z twarzy i przesunęła się kilka kroków w lewo. Cały czas podążałam za nią wzrokiem. Skinęła głową bym spojrzała na korytarz po mojej prawej stronie. Obejrzałam się i zobaczyłam Giulia chodzącego to w jedną to w drugą stronę oraz Erikę siedzącą na bladoniebieskich krzesełkach łkającą w ramię Pedro. Mogę przysiąc, że jeszcze kilka minut temu ich tutaj nie było. Spojrzałam na kobietę, palcem wskazującym pokazała na salę za mną. Szybko się okręciłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Serce zaczęło mi szybciej bić a nogi zrobiły się jak z waty. Przylepiłam się do szyby i obserwowałam jak lekarze próbują mnie uratować. Mnie! Leżałam na szpitalnym łóżku bez życia.

- Nie! – szepnęłam. – Proszę nie! – krzyknęłam odwracając się do kobiety, chwyciłam ją za rękaw. – Proszę! Ja chcę żyć! Proszę daj mi jeszcze jedną szansę! – w oczach zebrały mi się łzy, które już po chwili kapały na nieskazitelnie białą koszulę, w którą byłam ubrana. Spojrzałam jeszcze raz na braci i matkę. – Proszę! Błagam! Daj mi żyć! 


***
Hej to już prawie koniec opowiadania, został tylko epilog. Przyznam się wam, że płakałam jak pisałam końcówkę rozdziału. Mam dwa zakończenia i jeszcze nie wiem, które opublikuję. 
Zapraszam również tutaj :D http://i-cant-tell-you-how-it-all-happened.blogspot.com/
Następny 30 kwietnia.
Pozdrawiam! 

3 komentarze:

  1. No nie to nie tak ma się skończyć. Oby jednak udało się uratować Tośkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jejku, prawie się popłakałam przez to ;'(
    nie, nie, oni muszą ją uratować!
    czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam końcówkę ze łzami w oczach i ja cię tylko ostrzegam, że jeśli na końcu będzie to czego nie chciałam, znasz tego konsekwencje.
    Nienawidzę Adama skurwysyna.
    Ostrzegam cię.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń