środa, 30 kwietnia 2014

Epilog



Dwudziesty pierwszy września dwa tysiące czternastego roku. Katowicki Spodek przepełniony jest po brzegi. Trzymam zaciśnięte mocno kciuki za naszych chłopaków. Obok mnie siedzą dziewczyny ze swoimi pociechami i równie mocno trzymają kciuki za swoich mężów i przyjaciół. Jest 2:2 w setach i na razie prowadzimy z Rosjanami 14:13. Polscy kibice już nie raz pokazywali na co ich stać także i tym razem dopingują swoją drużynę. Bartek właśnie idzie na zagrywkę. Zagryzłam mocno wargi i przymknęłam oczy „Proszę! Proszę! As! Niech to będzie as!” Zaserwował i wtedy cała hala wybuchła! Bartek trafił prosto w samą linię, dwóch zawodników rzuciło się do piłki ale żaden jej nie odbił. Ludzie ściskali się nawzajem. Ja również ściskałam dziewczyny i jakieś nieznane mi osoby. Polska zdobywa złoto Mistrzostw Świata! Śmieję się razem z chłopakami i dyskretnie ocieram łzy wzruszenia. Nagle Bartek gdzieś mi zniknął z oczu a do barierek podeszli Bartman z Dzikiem.
- Chodź – Zibi wyciągnął do mnie rękę. Pogięło go czy co? Jego żona siedzi obok. – No chodź! – pociągnął mnie za rękę i pomógł przejść przez barierki. Wyprowadził mnie na sam środek boiska gdzie chłopaki ustawili się w półkolu.
- O co chodzi?  -spytałam Bartmana ale ten tylko nakazał się nie ruszać i pokazał na telebim. Spojrzałam więc w tamtym kierunku i wtedy wszystkie światła zgasły i najpierw usłyszałam dobrze mi znaną piosenkę Bruno Marsa – Just the Way you are a dopiero potem na telebimie pokazał się filmik ze zdjęciami moimi i Bartka. Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam płakać. Nie wyobrażałam sobie, że on mógłby coś takiego zrobić. I to dla mnie! Pokazane były przeróżne zdjęcia, wiele było takich o których nie miałam nawet pojęcia, że istnieją. Z naszego pierwszego spotkania, kilkadziesiąt zdjęć w Spale, potem w moim pokoju, u Bartka w domu i wiele wiele innych. Gdy piosenka się skończyła pojawił się napis „A teraz się odwróć”. Zaśmiałam się i odwróciłam. Przede mną klęczał Bartek.
- Tosiek! Wiesz, że cie kocham! Wyjdziesz za mnie? – głos mu drżał gdy wymawiał ostatnie słowa. Ja sama nie mogłam wykrztusić z siebie nic. Jakaś gula utknęła mi w gardle, jedynie co mogłam zrobić to potrząsnąć głową. Po chwili Bartek już nakładał na mój serdeczny palec pierścionek a następnie mnie całował na środku całej hali. Podczas gdy kibice śpiewali nam sto lat Ignaczak wyrwał Bartkowi mikrofon i odczekał jak skończą śpiewać, następnie sam zaczął się drzeć.
- A teraz idziemy na jednego! A teraz idziemy wódkę pić! - zaczął i po chwili cała reprezentacja do niego dołączyła. Zaśmiałam się razem z Bartkiem i ludźmi na hali a następnie zostałam mocno przytulona przez mojego narzeczonego. 


****
To już koniec. Mam nadzieję, że podoba wam się takie zakończenie i dla wiadomości Marion nie było innego zakończenia ;p Nie wyobrażam sobie, żebym mogła to inaczej zakończyć niż happy endem. Bardzo dziękuję Marion, Volleyy, Oli11515 i innym osobom, które czytały a nie komentowały - może chociaż na zakończenie się ujawnicie? Dzięki serdeczne i zapraszam do zapoznania się z historią Poli i Bartka, link na górze :).
 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 28



Upadłam znów na materace. Nie wychodziło mi dzisiaj kompletnie nic. Walnęłam pięścią w materac i wtedy zobaczyłam, że Adam do mnie podchodzi. Zmienił się od ostatniego razu jak go widziałam. Był bardziej wymagający ale czemu się dziwić. Poprowadził dziewczyny po złoto w drużynie w krajowych zawodach i z tymi samymi zdobył srebro na mistrzostwach świata pół roku temu.

- Co jest? – spytał kucając koło mnie.

- Nie wychodzi mi – odpowiedziałam spoglądając na niego.

- Nic ci nie będzie wychodzić jak będziesz siedzieć na dupie. Trzeba ćwiczyć! – warknął i odszedł. Spojrzałam na Annę. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Wstałam i podeszłam do stolika po wodę.

- Pora się zważyć – powiedziała do mnie blondynka. Odstawiłam butelkę z powrotem na stolik i udałam się do miejsca gdzie już czekał na nas Adam. Weszłam na wagę i odczekałam chwilę.

- 55 – powiedział.

- To dobrze – odpowiedziałam.

- Dla średniej zawodniczki tak a nie dla kogoś kto chce zdobyć złoto olimpijskie! Chcesz zdobyć złoto czy nie?!

- Tak.

 - Więc musisz schudnąć kilka kilo – warknął i odszedł. Zeszłam z wagi i obejrzałam się na odchodzącego Adama. Co on sobie myślał! Wtedy podeszła do mnie Anna i powiedziała jak mogę zrzucić parę kilo po czym powiedziała, że mogę już iść do domu. Szybko podeszłam do ławki. Założyłam na siebie dresy i wzięłam torbę treningową i wyszłam z hali. Szybkim krokiem przemierzałam ulice aż w końcu dotarłam pod swój dom. Wspięłam się po schodkach a następnie zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu kluczy. Włożyłam klucze do zamku i przekręciłam dwa razy, otworzyłam drzwi i wtedy ze środka jak torpeda wybiegł Ferdek. Zaśmiałam się pod nosem. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Wychodząc spod prysznica otuliłam się szczelnie ręcznikiem i weszłam na wagę. Pokazywała 55 kilogramów. Uniosłam głowę i spojrzałam w lustro wtedy też usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.

- Tosia?! – krzyknęła Erika.

- W łazience! – odkrzyknęłam, zeszłam z wagi i nałożyłam na nogi kapcie po czym wyszłam z pomieszczenia.

- Jak na treningu? – spytała kładąc na kuchennym stole siatki z zakupami.

- Spoko – odparłam. – Będę w czymś potrzebna?

- Niee – odpowiedziała rozglądając się po kuchni.- Zaraz nam coś odgrzeję tylko to rozpakuję.

- Ok to ja idę to siebie – poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi i zajrzałam do szafy wtedy na ekranie laptopa wyświetliło mi się „Bartek dzwoni”. Uśmiechnęłam się i nacisnęłam odbierz. Od razu usłyszałam głośne „CZEŚĆ!!” od wszystkich siatkarzy i dziewczyn. – Hej! – usiadłam przed komputerem.

- A ty czemu nie ubrana? – spytał Igła i zabawnie poruszył brwiami.

- Wróciłam przed chwilą z treningu – wytłumaczyłam. – Dacie mi kilka minut? Szybko się ubiorę i przyjdę – pokiwali głowami. Wstałam i podeszłam do szafy wyciągając z niej czarną bluzkę na krótki rękaw i różowe dresy. Poszłam do łazienki gdzie szybko się przebrałam i wróciłam do pokoju. Chłopaki oczywiście już komentowali jego wygląd, pokręciłam rozbawiona głową i usiadłam przed komputerem. – Już – powiedziałam i wtedy na kolana wskoczył mi Ferdek. Postał chwilę i położył się na klawiaturze laptopa. – Co tam? Nieźle wam idzie – uśmiechnęłam się.

- Nie zapeszaj! – Marcin pogroził mi palcem i się zaśmiał. Gadaliśmy dobrą godzinę. Dowiedziałam się że dziewczyny urządziły sobie z Bartkiem, Zibim i Igłą konkurs kto dalej splunie, a Dzik wszystko nagrywał. Potem też dowiedziałam się że Bartek i Miśka napluli komuś na głowę. Potem Igła zaczął strzelać sucharami i wtedy drzwi do mojego pokoju otworzyły się.

- Cześć Kreciku! – krzyknął Pedro i rzucił się na moje łóżko. Wstałam z krzesła i podeszłam do niego.

- Możesz wyjść z łaski swojej! Nie widzisz, że rozmawiam! – biłam go poduszką i się śmiałam. Wtedy ten wstał i usiadł na krzesełku przy biurku, przywitał się z chłopakami a do pokoju wszedł Giulio. – Powiedz mu coś! – krzyknęłam do niego. Ten tylko się roześmiał i powiedział, że obiad jest gotowy i mamy iść do kuchni. Podeszłam do biurka. – Dobra muszę lecieć .. Ała! – krzyknęłam gdy Pedro pociągnął mnie za włosy.

- Nie słyszałaś mamy iść – roześmiał się.

- Cześć – rzuciłam do chłopaków i się rozłączyłam. – Nienawidzę  cie idioto!

- Mamo! Słyszałaś?!

- Oj dajcie już sobie spokój i siadajcie! – odkrzyknęła mu Erika z kuchni. Po chwili już wszyscy czworo siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad.

                                                        ***

Dni mijały dalej. Ciągle tylko treningi, które już zdążyłam znienawidzić i oglądanie meczy chłopaków. Z Eriką urządziłyśmy sobie strefę kibica w salonie, czasami przychodzili do nas Pedro z Giuliem i jego dziewczyną ale nie zawsze. Po każdym meczu pisałam do Bartka i Andrei, tęskniłam za nimi i bardzo żałowałam, że musiałam wyjechać. Czułam się coraz gorzej zmęczona, treningi już nie były dla mnie przyjemnością a gimnastyka stała się uciążliwa. Marzyłam o złotym medalu ale za taką cenę?! Na początku grudnia chłopaki znów do mnie zadzwonili. Siedziałam właśnie sobie w pokoju na łóżku i przeglądałam facebooka i twittera. Pogadaliśmy dwie godziny, życzyłam im powodzenia na jutrzejszym meczu a oni obiecali, że przyjadą do mnie. Rozłączyłam się i poszłam spać.

                                                      ***

Zajęli drugie miejsce. To dobrze. Byłam na treningu kiedy Erika do mnie napisała. Adam znów się na mnie darł i pokazywał na Anabelli jak powinnam wykonywać poszczególne ćwiczenia. Nienawidziłam dziewczyny. Była młodsza ode mnie pięć lat a panoszyła się jak nie wiem. Oprócz mnie i Anabelli było tu jeszcze sześć innych dziewczyn ale nie za bardzo mnie to obchodziło. Marzyłam tylko o tym, żeby treningi kończyły się jak najszybciej. Jedyną osobą, którą tutaj lubiłam był Konrad – lekarz. Tylko z nim dało się jakoś normalnie porozmawiać i on jedyny nie porównywał mnie do nikogo innego.

Kiedy trening się skończył poszłam na przystanek. Stałam z słuchawkami w uszach i czekałam na autobus kiedy przyjechał jakiś samochód i się zatrzymał, zaciekawiona przyjrzałam się bliżej kierowcy i spostrzegłam, że to Adam. Wyjęłam jedną słuchawkę podczas gdy on uchylił okno od strony kierowcy.

- Wsiadaj! Podwiozę cię! – powiedział, zawahałam się ale wsiadłam. Schowałam słuchawki do bocznej kieszeni torby i spojrzałam przed siebie. – Nie miej mi za złe, że tyle od ciebie wymagam – odezwał się pierwszy, spojrzałam na niego zła. Pff! Jasne. – Ty masz szanse na złoto reszta dziewczyn, niekoniecznie – uśmiechnął się lekko i położył swoją dłoń na moim kolanie. Szybko ją strząsnęłam.

- Dzięki za podwózkę już wysiądę! – powiedziałam dobitnie. Spojrzał na mnie ale się zatrzymał. – Do widzenia. – powiedziałam wychodząc. Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam przed siebie. Do domu dzieliło mnie jeszcze kilka metrów. Szłam szybkim krokiem. Byłam  wściekła na niego. Jaane! Idiota! Po kilku minutach znalazłam się w domu.

- O cześć! – zawołała Erika, opierając się o framugę drzwi do kuchni. – Odgrzać ci obiad?

- Nie dziękuję jadłam na mieście – uśmiechnęłam się do niej i powędrowałam do łazienki. Rzeczy z treningu rzuciłam do pralki, którą po chwili włączyłam. Zanim wyszłam z pomieszczenia weszłam jeszcze na wagę. Westchnęłam widząc cyferki i czym prędzej poszłam do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody i udałam się do pokoju. Odpaliłam laptopa i zalogowałam się na skype. Może zadzwoni Bartek albo Zibi albo Andrea.

                                                       ***

Andrea niedługo wrócił do domu. Przygotowaliśmy z Eriką obiad i zaprosiliśmy Pedro i Giulio. Spędziliśmy miło czas a około godziny piętnastej wzięłam swoją torbę i poszłam na trening. Po kilku godzinach wróciłam i poszłam pobiegać, potem już był tylko prysznic i do łóżka nawet nie zaważyłam, że dostałam wiadomość od Bartka.

                                                      ***

Nie pojechałam na święta do domu. Miałam zawody. 27 grudnia wylatywaliśmy do Sztokholmu na zawody drużynowe. Zajęłyśmy z dziewczynami trzecie miejsce i tam po raz pierwszy zemdlałam. Gdy się ocknęłam stał nade mną lekarz, przebadał mnie i stwierdził, że powinnam trochę więcej odpoczywać.

- Przy takim natłoku pracy, trudno znaleźć choć chwilę dla siebie – stwierdził Adam, spojrzałam na niego na jego twarzy była wymalowana troska ale ja wiedziałam, że to tylko jedna z wielu masek jaką przybiera. On tylko udaje, że przejmuje się naszym losem. Zależy mu tylko i wyłącznie na medalach i sławie. Podszedł do mnie i objął ramieniem. – Ale myślę, że po tak dobrym występie będziesz chciała kilka dni wolnego co nie? – uśmiechnął się do mnie. Uśmiechnęłam się krzywo i wzięłam szklankę wody od doktora. Wypiłam wszystko duszkiem i odstawiłam szkło na półkę obok kozetki na której siedziałam. – To co chyba możemy już ją zabrać?

- Tak. Myślę, że tak – powiedział. – I gratuluję! – uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam uśmiech i podziękowałam cicho. Adam założył na moje ramiona bluzę i wyszliśmy z gabinetu na parking. Weszliśmy do naszego busa i pojechaliśmy do hotelu. Całą drogę patrzyłam się przez okno nie licząc tego kiedy pisałam sms-a do Anastasich. Gdy znaleźliśmy się w hotelu szybko wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się spać.

Chudłam, może na początku nie było tak tego widać ale chudłam. Nic praktycznie już nie jadłam, piłam kilka litrów wody dziennie i czasami zjadłam pół grejpfruta. Andrea znów wyjechał do Polski, za kilka tygodni  zaczyna się liga światowa, potem Igrzyska o których tak marzyłam. Nie podołam temu. Nie mam już siły na nic. Udaję, że jest ok ale wcale tak nie jest. Patrzę w lustro i nie poznaję samej siebie. Zapadnięte policzki, wory pod oczami, popękane usta, suche i połamane włosy. Niedawno zauważyłam, że zaczęły mi wypadać. Na początku stycznia zdołałam przekonać Erikę bym zamieszkała w motelu przy hali, że nie będę traciła czasu na dojazd i tak dalej. Zgodziła się. Wtedy straciła nade mną zupełną kontrolę. Rzadko do niej przychodziłam tłumacząc się ciągłymi treningami. Mówiła, że rozumiała. Z Bartkiem również rzadko rozmawiałam. Najczęściej to wieczorami kiedy to nie mogłam zasnąć. Był u mnie ostatnio jak jeszcze wyglądałam jak człowiek. Martwił się. Pytał czy wszystko w porządku ale odparłam, że tak. Bo co miałam mu powiedzieć? Że źle się czuję, nie daję rady, wszystko mnie boli? Nie chciałam go martwić, w ogóle nie chciałam, żeby ktokolwiek mi współczuł.

Zamknęłam wieko walizki i położyłam się na łóżku. I tak nie zasnę, leżałam i wsłuchiwałam się w tykanie zegara. Po kilku godzinach przewracania się z boku na bok wstałam, udałam się do łazienki i z półki z nad umywalki sięgnęłam tabletki na sen. Lustra tu nie było, zdjęłam je kilka dni temu i teraz stoi odwrócone do ściany za sedesem. Połknęłam kilka tabletek popiłam wodą i udałam się znów do łóżka. Po kilku minutach zasnęłam.

Pod koniec kwietnia strasznie źle się czułam. Wczoraj dzwonili do mnie chłopaki z wiadomością, że już czekają na mnie w Spale. Powiedziałam, że za dwa dni do nich dojadę. Kończyłam się właśnie pakować kiedy to ktoś zapukał do mnie do drzwi. Strasznie kręciło mi się w głowie i z lekkim trudem oddychałam. Wstałam w końcu i powoli podeszłam do drzwi zdążyłam przekręcić klucz w zamku i nacisnąć klamkę a potem widziałam już ciemność.

                                                        ***

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nie poznawałam tego miejsca ale miałam dziwne przeczucie. Zauważyłam, że nic mnie już nie bolało i czułam się świetnie. Wyciągnęłam przed siebie rękę, była odziana w białą koszulę, spojrzałam w dół i zauważyłam, że cała jestem ubrana na biało, stopy miałam bose. Stałam na kafelkach, spojrzałam przed siebie. Poznaję to miejsce! Ruszyłam szybko przed siebie i wtedy ktoś mnie zawołał.

- Antonino! – Obejrzałam się za siebie ale nikogo nie było. Spojrzałam w drugim kierunku i aż podskoczyłam przestraszona. Obok mnie stała jakaś kobieta. Położyła mi rękę na ramieniu i uśmiechnęła się ciepło. Patrzyłam się na nią przestraszonym wzrokiem ale strach mijał. Dziwne ale miałam wrażenie, że mogę jej ufać.

- Kim jesteś? – spytałam nieznajomej.

- Czas się pożegnać Antonino – odpowiedziała melodyjnym głosem.

- Co? – spytałam. Nie rozumiałam o co jej chodzi. Uśmiech zszedł jej z twarzy i przesunęła się kilka kroków w lewo. Cały czas podążałam za nią wzrokiem. Skinęła głową bym spojrzała na korytarz po mojej prawej stronie. Obejrzałam się i zobaczyłam Giulia chodzącego to w jedną to w drugą stronę oraz Erikę siedzącą na bladoniebieskich krzesełkach łkającą w ramię Pedro. Mogę przysiąc, że jeszcze kilka minut temu ich tutaj nie było. Spojrzałam na kobietę, palcem wskazującym pokazała na salę za mną. Szybko się okręciłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Serce zaczęło mi szybciej bić a nogi zrobiły się jak z waty. Przylepiłam się do szyby i obserwowałam jak lekarze próbują mnie uratować. Mnie! Leżałam na szpitalnym łóżku bez życia.

- Nie! – szepnęłam. – Proszę nie! – krzyknęłam odwracając się do kobiety, chwyciłam ją za rękaw. – Proszę! Ja chcę żyć! Proszę daj mi jeszcze jedną szansę! – w oczach zebrały mi się łzy, które już po chwili kapały na nieskazitelnie białą koszulę, w którą byłam ubrana. Spojrzałam jeszcze raz na braci i matkę. – Proszę! Błagam! Daj mi żyć! 


***
Hej to już prawie koniec opowiadania, został tylko epilog. Przyznam się wam, że płakałam jak pisałam końcówkę rozdziału. Mam dwa zakończenia i jeszcze nie wiem, które opublikuję. 
Zapraszam również tutaj :D http://i-cant-tell-you-how-it-all-happened.blogspot.com/
Następny 30 kwietnia.
Pozdrawiam! 

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 27



- Ej a pokarz to!
- To?
- Nie cofnij … Jeszcze … jeszcze … O to! Gdzie to było?
- Na zawodach w Rzymie.
- Takie miałaś pućki – roześmiał się i złapał mnie za jednego polika.
- No weź – sama się roześmiałam i próbowałam się wyrwać. – To bolało – rozmasowywałam miejsce gdzie przed chwilą mnie ściskał. – Pewnie byś mnie nie chciał gdybym miała teraz takie pućki.
- Z pućkami jeszcze tak ale gdybyś nie miała jedynek to chyba by mnie to przerosło – zaśmiał się.
- Nie śmiej się ze mnie miałam tu z dziewięć lat – dźgnęłam go w żebra.
- Ooo!! Widzę, że państwo Kurek już się pogodzili! – krzyknął Możdżon wchodząc do pokoju. – Ej możemy bezpiecznie wejść – machnął ręką i po chwili w moim pokoju znalazło się kilku siatkarzy i dziewczyny. Ostatni wszedł Zibi.
- Na pewno droga jest bezpieczna? – spytał wychylając się zza rogu.
- Tak! – odkrzyknęłam mu podczas gdy Bartek wyłączał laptopa. – Ej czekaj! – zamknęłam go. – Lubię zamykać laptopy.
Chłopaki posiedzieli trochę. Graliśmy w karty i tak zleciało nam te wolne przedpołudnie. Około godziny czternastej wszyscy zeszliśmy do stołówki. Gdy szłam ze swoim talerzem zaczepił mnie Andrea dlatego też zamiast usiąść z chłopakami dosiadłam się do niego.
- Słyszałem, że się pokłóciliście – zaczął.
- Tak ale już się pogodziliśmy. To było tylko małe nieporozumienie – uśmiechnęłam się do niego.
- Monika dzwoniła – powiedział krojąc kawałek kurczaka.
- Po co?
- Prosiła byś się z nią skontaktowała.
- Ok – odpowiedziałam, potem gadaliśmy o wszystkim i o niczym ale cały czas zastanawiałam się po co dzwoniła Monika. Zaraz jak zjadłam udałam się do pokoju. Odpaliłam komputer i od razu wyświetliła mi się wiadomość – Monia dzwoni. Nacisnęłam odbierz. – Cześć! Stęskniłam się za tobą. I tak przestrzegam diety i ćwiczę – uśmiechnęłam się do niej odpowiedziała również uśmiechem ale była jakaś taka dziwna. Jakby smutna. – Ej co jest?
- Wiem, że za kilka miesięcy zaczynają się Igrzyska ale ja niestety nie mogę cię już trenować. Przepraszam.
- Co?! Czemu?!
- Jestem w ciąży – gdy to usłyszałam od razu się uśmiechnęłam.
- To gratuluję! Chłopiec czy dziewczynka? Ej! Ale możesz mnie trenować. Postaram cię nie denerwować. Obiecuję! – powiedziałam kładąc rękę na sercu.
- Jeszcze nie wiem. Przepraszam cię ale nie mogę cię trenować. Ciąża jest zagrożona …
- Ale … W takim razie co zrobimy? – spytałam. Byłam trochę zła ale zdarza się prawda?
-Już ci załatwiłam zastępstwo. To Adam pamiętasz go? Ten co przez jakiś czas był z nami na treningach, praktykant.
- Tak pamiętam – pokiwałam z wolna głową. – Ale czy on się nadaje?
- Będzie miał jedną pomocnicę. Mistrzyni kraju, na pewno dobrze cię przygotują. Mają się z tobą skontaktować przez maila.
- No ok. To dbaj tam o siebie – posłałam jej ciepły uśmiech. – I ja chcę wiedzieć pierwsza!
- Ok, ok papa! – pożegnała się ze mną i rozłączyła. Biedna. Pamiętam jak, krótko po ślubie z Sebastianem, mówiła że starają się o dziecko i nic, a teraz kiedy już jest w ciąży jest ona zagrożona. Ale zdrowie jest ważniejsze, to mi Monika zawsze powtarzała. Gdy wyłączałam laptopa do pokoju wpadli chłopaki z Iśką i Miśką. Znów graliśmy w karty ale tylko godzinę. Potem postanowiliśmy wyjść całą grupą na miasto. Tak więc każdy się rozszedł do swoich pokoi, żeby się przebrać. Mieliśmy się spotkać na korytarzu.
Kiedy szłam z Zbyszkiem i Michałem znów zaczepił mnie Andrea.
- I co gadałaś z nią?
- Tak, już mi wszystko wyjaśniła. – Pokiwał głową i poszedł dalej. Po pięciu minutach wszyscy byli gotowi więc mogliśmy wyjść.
- Wszyscy są? – spytał Igła.
- Taak!
- Nie! – krzyknął Nowakowski. – Wiecie, ja chyba nie pójdę – powiedział robiąc się czerwony na twarzy.
- Czemu? – spytałam.
- No bo ten... No odechciało mi się!
- Ale pierwszy się wyrywałeś żeby gdzieś iść to teraz nie marudź tylko chodź! – powiedziała Miśka ciągnąc go za rękaw bluzy.
- Nie-e! – powiedział i wyrwał się po czym szybko popędził do pokoju. Spojrzeliśmy po sobie i szybko poszliśmy za nim. Z łazienki dobiegały bardzo niemiłe odgłosy.
- Fuuu! – krzyknęli wszyscy siatkarze na raz. Kurde! Zajrzałam szybko do swojej torebki i przeszukałam ją dokładnie ale nie mogłam znaleźć pudełka od orzeszków.
- Czy Piter jadł ostatnio orzeszki? – spytałam zwracając się do wszystkich.
- Tak wyciągnął je u was w pokoju jak w karty graliśmy kilka minut temu – wyjaśnił Ziomek. Spojrzałam na Bartmana i ten już wiedział o co chodzi. Piotrek zjadł wcześniej przygotowane żołędzie w miodzie z dużym dodatkiem środka przeczyszczającego! Przygotowaliśmy to dla kogoś innego a teraz Piter wszystko zepsuł. Zaczęłam się śmiać a po chwili dołączył do mnie Bartman. Śmialiśmy się jak głupi a reszta patrzyła się na nas nie wiedząc o co chodzi. Oprócz naszych śmiechów i odgłosów z łazienki było jeszcze słychać zawodzenie Kurka, który dzielił pokój z Nowakowskim a co za tym idzie i łazienkę.
- Przez tydzień tego nie wywietrzysz! – krzyczał i walił pięściami w drzwi łazienki. Im głośniej on pukał tym my głośniej się śmialiśmy a po chwili to już tarzaliśmy się po podłodze trzymając się za brzuchy i ocierając łzy. W sumie niespodzianka nam się udała.
W końcu wyszło na to że ja i Bartek sami wyszliśmy na miasto. Poszliśmy na lody a potem na obiad do jakiejś restauracji. Wróciliśmy dopiero wieczorem. Poszliśmy od razu do jego pokoju gdzie drzwi do łazienki były otwarte na oścież a Piotrek właśnie otwierał wszystkie okna.
- Fuu! – powachlowałam sobie dłonią przed twarzą marszcząc nos. – Dałeś nieźle do pieca! – zaśmiałam się.
- To twoja wina, wiem to! Zbyszek mi powiedział!
- To nie moja wina! Jakbyś mi tych orzeszków nie zabrał to nie ty byś cierpiał – zaśmiałam się siadając koło Bartka na łóżku.
- Ty weź popsikaj tu czymś bo jedzie jak nie wiem! – zaśmiał się Bartek. Piotrek tylko zgromił go swoim spojrzeniem po czym wlazł do łazienki i po chwili wyszedł z odświeżaczem powietrza.
- Daj mi swojego laptopa – zwróciłam się bo swojego chłopaka. On tylko wskazał mi głową na swój plecak. Leń jeden! Podeszłam więc do plecaka i wyciągnęłam z niego laptopa. Włączyłam go i już po chwili logowałam się na emailu. Tak jak mówiła Monika skontaktowali się ze mną. Przeczytałam szybko wiadomość podczas gdy chłopaki gadali na temat meczu który miał się odbyć za dwa dni. – Nie no! – jęknęłam po przeczytaniu maila.
- Co jest?  -spytał Bartek.
- Muszę wracać do Włoch.
- Co czemu?! – podniósł się szybko i spojrzał na mnie.
- Monika jest w ciąży i leży w szpitalu, dostałam w zastępstwie kogoś innego i chcą ze mną jak najszybciej rozpocząć współpracę – wytłumaczyłam mu. Byłam zła! I to na maxa! Spędziłam z chłopakami zaledwie miesiąc i trochę a naprawdę nie chce mi się ich zostawiać ale z drugiej strony tęsknię za treningami. Od Bartka poszłam szybko do Andrei. Ten zabukował mi bilet na jutro rano a ja poszłam się spakować. Oczywiście co ja schowałam do walizki to Bartek to wyjmował i podawał chłopakom, którzy chowali mi gdzieś ubrania. W końcu udało mi się jakoś spakowaną walizkę wrzucić pod łóżko. Chłopaki posiedzieli jeszcze z nami kilka minut i też się rozeszli. Miśka z Iśką obiecały, że na bieżąco będą mi przesyłać zdjęcia i tak dalej natomiast Bartek nie chciał mnie zostawić chociaż na chwilę samej. Bartman i Kubiak okazali się być wyrozumiali i dali nam pół godziny dla siebie. Siedzieliśmy u mnie na łóżku i gadaliśmy w końcu oboje usnęliśmy.
Rano wzięłam swoją walizkę i udałam się na dół. Pożegnałam się z chłopakami, przypomniało mi się jak żegnałam się z nimi w Spale, i wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie prosto na lotnisko. Kolejne kilka godzin lotu, które prawie przespałam i znów znalazłam się we Włoszech. Z lotniska odebrał mnie Pedro, z którym całą drogę do domu się przekomarzałam. Stwierdził również, że wyglądam teraz jak prawdziwa blondynka.
Gdy zatrzymaliśmy się pod domem od razu wszedł do środka nie pomagając mi wnieść do środka walizki. Dopiero Giulio się nade mną zlitował i mi pomógł. Jak tylko weszłam Ferdek od razu do mnie podbiegł. Przywitałam się z Eriką i poszliśmy do kuchni na herbatę. 

 ***
Zbliżamy się powoli do końca.
Cofanie jest do dupy ;/ nie wychodzi mi to.
Zaczęłam pisać nowe opowiadanie ale jeszcze nie wiem czy je opublikuję. 
Pozdrawiam! 
Następny 16 kwietnia.