No i znów nie mogłam zasnąć. Leżałam przytulona to pleców Bartka i
wsłuchiwałam się w miarowe oddechy pozostałych osobników nocujących w naszym
pokoju. Przewracałam się co chwilę z boku na bok mając nadzieję, że sen w końcu
przyjdzie ale nic z tego. Może pójdę do Bieleckiego po jakieś tabletki? On ma
różne pigułki i w ogóle to może ma też coś na sen. Już miałam się podnosić
kiedy ręka Bartka przygniotła mnie do materaca.
- Tosiek nie wierć się tak – mruknął w poduszkę zaspany. No ładnie
i jeszcze jego obudziłam. Przetarł dłonią twarz. – Czemu nie śpisz?
- Bo nie mogę. Pogadaj ze mną – zadarłam głowę by widzieć jego
twarz. Uśmiechnął się.
- Jest noc. A noc jest od spania. Jutro pogadamy – odpowiedział mi
z zamkniętymi oczami. – Śpij.
- Kiedy nie mogę.
- Mam ci coś przynieść na sen? – spytał spoglądając na mnie.
- Yhym – kiwnęłam głową. Westchnął ale podniósł się niechętnie.
Przeciągnął się i z przymkniętymi powiekami omijał slalomem rozwalone po całej
podłodze ciała siatkarzy. Zaśmiałam się cicho kiedy ten potknął się o kogoś. Na
szczęście nic nikomu się nie stało i wyszedł z pokoju. Leżałam tak kilka minut
czekając na niego. Ile można przynosić tabletki?! W końcu zamknęłam oczy i sama
nie wiem kiedy zasnęłam.
Przeciągnęłam się i o dziwo miałam dużo miejsca. Szybko otworzyłam
oczy podnosząc się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju i
stwierdziłam, że jestem tu sama. Podrapałam się po głowie. Gdzie są wszyscy?
Przetarłam oczy, wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Kiedy tylko się
ogarnęłam wyszłam z pokoju zamykając go i poszłam do stołówki. Kiedy tak szłam
korytarzem zdałam sobie sprawę, że nie mam przy sobie telefonu, ale że byłam
już blisko stołówki nie chciało mi się zawracać, i kompletnie nie wiem która
jest godzina. Popchnęłam drzwi do stołówki i co? Tam też nikogo nie było.
Kurde! Gdzie ich wszystkich wywiało? Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem
skierowałam się do siłowni. O ile pamiętam to chyba tam mieli mieć trening
przed południem. O ile było przed południem bo jak już mówiłam nie wiem, którą
mamy godzinę.
Na siłowni również ich nie było więc zostało już tylko jedno
sprawdzić hale. Tym razem trasę z siłowni do hali pokonałam biegiem. Kiedy już
tylko się zbliżałam słyszałam te charakterystyczne odgłosy wydawane przez piłkę
odbijaną o parkiet oraz szuranie podeszew. Weszłam szybko do hali i idąc przy
samej ścianie usiadłam koło dziewczyn na ławeczce.
- Czemu mnie nie obudziłyście? – spytałam ich trochę podniesionym
głosem tak że aż podskoczyły przestraszone.
- Boże! Nie strasz! – powiedziała Iśka trzymając się za serce –
Chcesz, żebyśmy na zawał padły? – spojrzałam na nią wymownie oczekując
odpowiedzi. – Bartek coś wspomniał, że spać nie mogłaś w nocy i nie chciał cię
budzić.
- No ale mieli mieć trening na siłowni – zaczęłam.
- Kobieto jest grubo po czternastej! – powiedziała Miśka pokazując
mi godzinę na swoim telefonie. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Co?! Aż
tyle spałam?! No ładnie. Spojrzałam w kierunku boiska i od razu zauważyłam
Bartka, który właśnie wylądował po udanym ataku. Mimowolnie moje kąciki ust
uniosły się lekko ku górze. Bartek rozejrzał się po hali i napotykając mnie
szeroko się uśmiechnął na co ja odpowiedziałam równie szerokim uśmiechem.
Obiegłam wzrokiem pozostałych zawodników, wszyscy byli bardzo zmęczeni ale mimo
wszystko dawali z siebie jak najwięcej a Andrea wyciskał z nich jeszcze więcej.
Jeszcze trochę i czeka nas wyjazd do Japonii. Już nie mogę się doczekać. Jak
dotąd nie miałam okazji tam być więc jestem bardzo podekscytowana. Wyobraziłam
sobie te słodkie dziewczynki wyglądające jak laleczki, kwiaty wiśni … Niestety
moje rozmyślania ktoś mi przerwał całując w policzek.
- Heej! Wyspałaś się? – to był Bartek. Usiadł koło mnie na ławce
zdyszany i spocony z butelką wody mineralnej w ręce z której już po chwili
łapczywie pił.
- Tak chyba tak.
- Wiesz co? Ja ci idę po tabletki przychodzę a ty już śpisz –
mówił z wyrzutem ale jego oczy się śmiały więc nie wzięłam tego na poważnie. –
Mam wrażenie, że wolisz spać sama!
- Oj wiesz, że to nieprawda – pogłaskałam go po policzku. – A
swoją drogą to czekałam tylko, że ty strasznie się ślimaczyłeś! – wypięłam mu
język.
- Wiesz jaki opierdziel dostałem od Bieleckiego! – szepnął
spoglądając na zainteresowanego. Zaśmiałam się.
- No i dobrze kto normalny chodzi w nocy i szuka tabletek na sen?
Wiadomo Bartosz Kurek! – zaśmiał się.
- Dobra lecę – powiedział wstając. Cmoknął mnie jeszcze w polik i
wrócił na boisko.
Trening trwał jeszcze półtorej godziny, kończyli wcześniej bo
zaczęli wcześniej a poza tym Andrea (jeden i drugi) mieli coś pozałatwiać. Tak
więc gdy już wszyscy się ogarnęli i tak dalej postanowiliśmy się przewietrzyć i
wyszliśmy na dwór.
Było ciepło mimo, że jeszcze kilka godzin temu leżał śnieg.
Poszliśmy sobie na ławkę, która stała pod wielki starym dębem. Oczywiście stała
tam tylko jedna ławka i większość z nas musiała stać. W sumie to ja nie stałam
bo przypomniało mi się że miałam coś zrobić dlatego też rzuciłam w Zbyszka
żołędziem i odeszliśmy kawałek.
- Myślisz, że on po raz kolejny się na to nabierze? – spytał Zibi
podnosząc z ziemi żołędzia.
- A dlaczego nie przez cztery lata się nie kapnął to dlaczego
teraz miałby? – spytałam.
- No bo teraz jesteśmy w Spale i są tu chłopaki. Mogą mu coś
powiedzieć.
- Eee tam nie powiedzą – uśmiechnęłam się pod nosem zbierając z
ziemi kolejne żołędzie. Znalazłam jednego takiego brzydkiego i nie wiedząc co z
nim zrobić rzuciłam nim prosto w potylicę Zbigniewa.
- Ała!! – krzyknął łapiąc się za tył głowy. Szybko się odwrócił,
zaczęłam uciekać, bo domyślałam się co ten człowiek może mi zrobić, a Zibi
ruszył w pogoń za mną. Przebiegłam parę metrów i złapałam za jedną gałąź która
rosła niżej niż pozostałe. Szybko wdrapałam się na drzewo a po chwili i Bartman
się pod nim znalazł. Słyszałam śmiech chłopaków. – Tylko stamtąd zejdziesz to
się policzymy! – pogroził mi palcem. Uśmiechnęłam się do niego i szybko zlazłam
z drzewa bo przecież cały czas tam siedzieć nie będę a Zibiemu jakoś
niespecjalnie się śpieszyło, żeby odejść. A tak poza tym to jak się Bartman na
coś uprze to nie ma zmiłuj.
- Przeeepraszam!! – powiedziałam przytulając się do pleców
atakującego. – Nie gniewasz się już?
- Nie – odpowiedział i poczochrał mi włosy.
- No weź! – pisnęłam przygładzając je jakoś. Posiedzieliśmy trochę
i wróciliśmy do ośrodka dopiero na kolację. W ramach przeprosin musiałam oddać
połowę swoich kanapek Bartmanowi tak więc zjadłam dzisiaj tylko jedną małą
kanapkę.
Turniej zbliżał się nie ubłagalnie szybko i na treningach nie było
już mowy o jakichkolwiek wygłupach, jeśli chłopaki chcieli wygrać i
zakwalifikować się już teraz na igrzyska to musieli się wziąć ostro do roboty
dlatego też ja z dziewczynami jak już przychodziłyśmy na halę to miałyśmy
siedzieć cicho i nie rozpraszać nikogo lub zostać w pokoju.
Mimo tego że ja nie trenowałam to i tak z Bartkiem mało się
widywaliśmy. Jedynie wieczorami i to w towarzystwie chłopaków dlatego zaskoczył
mnie kiedy któregoś wieczoru przyszedł do mnie do pokoju i po prostu z niego
wyprowadził nie mówiąc dokąd i po co. Po kilku minutach spaceru doszliśmy do
takiego miejsca w ośrodku gdzie chyba jeszcze nigdy nie byłam. Weszliśmy przez
drzwi po mojej prawej stronie i moim oczom ukazał się uroczy widok. Była to
chyba jakaś rupieciarnia ale co tam, na podłodze leżał koc i kilka poduszek. Na
kocu stała miska ze spaghetti i do tego butelka czerwonego wina. Na dodatek
wszędzie były rozsypane płatki róż i świeczki.
- Boże! Bartek! – szepnęłam wzruszona odwracając się do niego.
Uśmiechnął się szeroko i zaprosił mnie gestem do środka. Weszłam ochoczo i
usadowiłam się na wolnym miejscu na kocu. Bartek zamknął za nami drzwi i
dosiadł się do mnie. Nałożył nam porcje spaghetti i nalał do kieliszków wina.
- Za nas? – spytał unosząc kieliszek do góry.
- Za nas – stuknęłam lekko swoim kieliszkiem o jego. Upiliśmy
trochę i zabraliśmy się do jedzenia. – Sam to wszystko przygotowałeś? –
spytałam.
- Pomysł był mój ale z przygotowaniem było trochę gorzej. Pani
kucharka nie chciała mnie dopuścić do garów – zaśmialiśmy się. – Ale jak
widzisz wszystko się dobrze skończyło. Smakuje ci?
- Pewnie! – wykrzyknęłam i nachyliłam się do Bartka by go
pocałować. Tęskniłam za tym. Od dłuższego czasu nie byliśmy już sami. Dobrze,
że wpadł na taki pomysł bo inaczej pewnie znów byśmy oglądali „Na wspólnej” a
potem „M jak miłość” w salonie z chłopakami lub grali w makao co swoją drogą
zaczynało się robić nudne.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? – spytał ni z gruszki ni z
pietruszki.
- Co? – roześmiałam się.
- No jaki jest twój ulubiony kolor? – powtórzył pytanie. Wyglądał
całkiem poważnie więc odpowiedziałam.
- Chyba czerwony a czemu pytasz?
- Bo zdałem sobie sprawę, że jesteśmy ze sobą pół roku i nie wiemy
o sobie takich podstawowych rzeczy jak właśnie ulubiony kolor – wytłumaczył mi
zajadając się naszą drugą kolacją. Wydęłam dolną wargę i pokiwałam głową. Miał
rację. Bo co ja o nim wiedziałam? Nazywa się Bartosz Kurek, ma brata Kubę, lubi
lody truskawkowe i słodycze. Lubi siatkówkę, słuchać muzyki, jeść i spać.
- A twój?
- Niebieski.
I tak przez kolejne godziny zadawaliśmy sobie nawzajem pytania i
poznawaliśmy się. Opróżniliśmy przy tym całą miskę spaghetti i dwie butelki
wina ale Bartosz był przygotowany i wyciągnął kolejne.
- Czy ty chcesz mnie upić? – spytałam rozbawiona podstawiając mu
kieliszek.
- Niee skąd – zaśmiał się nalewając wina mi i sobie. Ponownie
stuknęliśmy się kieliszkami i upiliśmy trochę. Bartek oparł się plecami o jakąś
szafkę. Poczłapałam do niego i oparłam się o jego ramię.
- Dziękuję.
- Za co? – spytał. Zadarłam głowę do góry i napotkałam jego
spojrzenie.
- Za wieczór. Jest cudowny – uśmiechnęłam się. Bartek odwzajemnił
gest i pocałował mnie w czubek głowy. Westchnęłam i ponownie zadarłam głowę.
Powiem mu. – Kocham cię! – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, w których
widziałam lekkie niedowierzanie mieszające się z zaskoczeniem ale też i ze
wzruszeniem. Mimo iż trochę wypiłam wiedziałam, że nie będę żałować tych słów.
- Ja też cię kocham Tosiek! – powiedział całkiem szczerze po czym
wpił się w moje usta. Moje serce zgubiło swój rytm a oddech po chwili stał się
nierównomierny. Odstawiłam gdzieś kieliszek z winem i jedną rękę położyłam mu
na ramieniu a druga zacisnęła się na jego krótkich włosach na karku. Sam nie
pozostawał mi dłużny jego jedna ręką błądziła gdzieś po moim udzie a druga
zaplątała się w blond włosy. Sama nawet nie wiem kiedy znalazłam się w pozycji
leżącej z Bartkiem nade mną. Wypiłam trochę i mój mózg był trochę rozkojarzony
dlatego załapałam później, że mam rozpiętą koszulę a Bartek pozbył się swojej
bluzki. Był taki czuły i delikatny. Jakoś udało mi się znaleźć pasek od jego
spodni i szybko go rozpięłam, no a to co działo się potem pozostawiam dla
siebie ;p.
***
Hej to znowu ja ;p Dobra a teraz informacja pisałam dziś trochę i wyszło mi na to że będzie łącznie 29 rozdziałów + epilog.
Baardzo mi się podoba końcówka wiecie napisałabym dalej ale nie umiem opisywać takich scen ;p.
Kolejny 5 marca.
29? Tak malo? Dobrze wiesz jak lubie czytac twojego bloga xd
OdpowiedzUsuńWiedzialam! Ja wiedzialam, od samego poczatlu bylam "za Bartkiem" xd No a wiec czekam do 5 marca ;)
Pozdruffky <3
tylko 29? :o ja chcę więcej! :P
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, super się czytało.
Kurek taki soł romantiko ^^
Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*