Obudziłam się w środku nocy. Usiadłam na łóżku opierając się o
ścianę. Podciągnęłam nogi pod brodę i objęłam je ramionami, zaczęłam płakać.
Znów to samo, znów ten ładny sen przeistoczył się w koszmar gdzie były krzyki,
bicie i strach. Nienawidziłam tego. Czemu to musiało przytrafić się akurat mnie
? Nie pamiętam dokładnie twarzy tych oprawców ale wiem że do dzięki nim nie pamiętam
kim byłam i skąd pochodzę, nie pamiętałam nawet swojego imienia oprócz końcówki
– Nina. Teraz nazywam się Nina Anastasi a wcześniej ? Próbowałam sobie
przypomnieć lecz nadaremno. Nic czarna dziura. Ale kiedyś była inna Nina.
Szczęśliwa, która nie mała co noc koszmarów, nie płakała w środku nocy i ufała
ludziom. Tylko wydaje mi się że to było w innym życiu a to przecież było tuż
przed porwaniem. Andrea mówi, że i tak miałam dużo szczęścia. Nikt mnie wtedy
nie zgwałcił a przecież mógł. Chłopaki i Andrea mają podobną teorię – trafiłam
na rynek żywym towarem ale nie widzą czemu mnie zostawili. I ja też nie wiem, i
bardzo dobrze nie chcę wracać do tych wspomnień dlatego ostrzegłam ich żeby
nigdy więcej w mojej obecności nie rozmawiali na ten temat.
Przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Skierowałam się do łazienki w
celu przemycia twarzy a potem do kuchni sprawdzić czy nie mamy jakiś tabletek
na sen, teraz sama już nie zasnę. Zdziwiło mnie kiedy zobaczyłam Andreę
siedzącego w kuchni i jedzącego czekoladowe płatki z mlekiem.
- Teraz już wiem kto mi wyjada płatki – zaśmiałam się cicho.
- Znowu miałaś zły sen ? – spytał troskliwie. Kiwnęłam lekko
głową. Podszedł do mnie i przytulił mocno – To tylko sen, już dobrze –
powtarzał gdy poczuł, że zaczęłam się trząść i łkać. Po kilku minutach
uspokoiłam się. – Tak w ogóle to nie wiem czy pamiętasz ale … Wszystkiego
najlepszego ! – uśmiechnął się do mnie promiennie i podał mi małe pudełeczko.
Spojrzałam na niego lekko zbita z tropu a potem zerknęłam na kalendarz 15
kwiecień no tak przecież dziś są moje urodziny! Znaczy nie wiem czy dziś ale
właśnie wtedy siedem lat temu Anastasi mnie znaleźli. To taka nasza umowna data
moich urodzin. Wzięłam do ręki pudełeczko i uniosłam wieczko. W środku była
bransoletka ze srebrną zawieszką gimnastyczki trzymającą piłkę siatkową.
Uśmiechnęłam się mimochodem .
- Dziękuję – szepnęłam – Jest piękna. Pomożesz ? – spytałam się
wyciągając rękę w jego stronę. Bransoletka szybko znalazła się na moim
nadgarstku.
- Miałem ci dać ją rano ale skoro już oboje nie śpimy – uśmiechnął
się – Tak myślałem, że ci się spodoba – powiedział. Nie mogłam oderwać od niej
wzroku była przepiękna!
- Tak jest piękna ale musiałeś wydać na nią kupę pieniędzy –
powiedziałam podnosząc wzrok.
- Nie ważne ile kosztowała – złapał mnie za rękę – twój uśmiech
jest bezcenny. – W oczach zebrały mi się łzy tym razem szczęścia. Wstałam
szybko i usiadłam mu na kolanie i przytuliłam tak jak zawsze, może już nie
jestem taka mała i ważę parę kilo więcej niż sześć lat temu ale Andrei to nie
przeszkadzało albo sprytnie to ukrywał. – No ale trzeba iść spać rano szkoła.
- Niee – jęknęłam – Mogę zostać w domu ? – miałam nadzieję, że się
zgodzi.
- Nie …
- Proooszę – zrobiłam słodkie oczka.
- Nie – odpowiedział rozbawiony – O ile dobrze pamiętam jutro masz
jakiś test więc spać.
- Dobrze – wstałam pocałowałam go w policzek jeszcze raz dziękując
za prezent i udałam się do pokoju. O dziwo zasnęłam szybko.
*
O godzinie 7.00 zadzwonił budzik. Otworzyłam leniwie jedno oko i
zaraz je zamknęłam oślepiona słonecznymi promieniami.
- No ładnie, taka ładna pogoda a ja muszę siedzieć w domu i się
uczyć – mruknęłam. Wstałam powoli, zabrałam z szafy pierwsze lepsze ciuchy i
już miałam udać się do łazienki i kiedy przypomniałam sobie, że dzisiaj są moje
urodziny! Momentalnie przypomniałam sobie o prezencie od Andrei i spojrzałam na
nadgarstek i znów się uśmiechnęłam. Zawróciłam więc i wybrałam kwiecistą
sukienkę na ramiączka.
Po porannej toalecie udałam się do kuchni gdzie Erika przywitała
mnie wesołym „Sto lat” i buziakiem w policzek.
- Moim prezentem będą małe zakupy co ty na to ? – spytała.
- Suuuper ! – krzyknęłam i uściskałam ją. Co jak co ale zakupy
chyba każdą kobietę uszczęśliwiają.
Parę minut po godzinie ósmej do naszego domu weszła moja nauczycielka.
Kolejne siedem godzin nauki. Stopnie mam dobre ale w taki dzień jak ten nie
umiałam się skupić, wolałabym siedzieć teraz gdzieś z chłopakami i się
wygłupiać a nie rozwiązywać nudne zadania z matematyki czy uczyć się słówek z
hiszpańskiego – chodź muszę przyznać, że nauka języków obcych bardzo dobrze mi
idzie. W końcu wybiła godzina 14 i nauczycielka oznajmiła koniec na dzisiaj.
Ucieszyłam się niezmiernie. Odprowadziłam ją do drzwi i pobiegłam do pokoju po
torbę treningową, za piętnaście minut powinna zjawić się Monika.
Zdążyłam jeszcze związać włosy w wysokiego koczka kiedy usłyszałam
dzwonek do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć wcześniej upewniając się czy to na
pewno trenerka.
- Wszystkiego najlepszego ! – rzuciła mi się na szyję by po chwili
wciskać mi do ręki lekkie pudełko – Masz dzisiaj możesz obżerać się ile chcesz
– puściła mi oczko.
Monika była moją trenerką od sześciu lat i pochodziła z Polski -
to dziwne ale za każdym razem gdy słyszę lub wymawiam to słowo tak dziwnie
ciepło mi się robi koło serca i od razu na myśl przychodzi mi ta dziewczynka –
ze względu na swoją kontuzję kolana już nigdy nie mogła występować jako
gimnastyczka ale żeby nie zostawiać swojego ukochanego sportu postanowiła zająć
się trenowaniem innych. Według niej mam wielki talent do gimnastyki i już na
pierwszym treningu powiedziała, że czeka mnie wielki sukces. Za rok olimpiada
więc trzeba jeszcze bardziej spiąć pośladki i do roboty.
Pudełeczko otworzyłam gdy byłyśmy już w jej samochodzie.
Podarowała mi kilka opakowań żelek. Jako gimnastyczka muszę dbać o linie i
przestrzegać diety ale nigdy tego nie robię. Zawsze jem to na co mam ochotę i
nigdy nie tyję pewnie dzięki szybkiej przemianie materii ale głównie dzięki
treningom.
- Dzięki – posłałam jej szeroki uśmiech.
Gdy byłyśmy już na sali poszłam do szatni się przebrać, następnie
rozgrzewka. Zrobiłam parę kółek wokół sali potem rozciąganie. Parę ćwiczeń na
równoważni, skoki przez kozła i ćwiczenia na drążku. Po pięciu godzinach byłam
kompletnie wyczerpana.
- Dobra – przerwała ćwiczenia Monia – Na dzisiaj wystarczy idź pod
prysznic i zawiozę cię do domu.
Pognałam szybko do szatni i po trzydziestu minutach byłam
odświeżona i pachnąca. Poszłyśmy do samochodu i po chwili Monika uruchomiła
pojazd.
- No świetnie ci dziś poszło – pochwaliła mnie.
- Dzięki ale to tylko i wyłącznie twoja zasługa – powiedziałam jej
grzebiąc w torebce by wybrać zielonego żelka – Chcesz ? – spytałam ją.
- Noo jasne – uśmiechnęła się po chwili przeżuwała żelka – Nie
tylko moja zasługa – wróciła do mojej myśli – gdybyś się nie starała to nawet
nie wiem co bym robiła i tak by ci nic nie wychodziło bo ty byś nie chciała a
że tak jak ja kochasz to co robisz to już inna sprawa – posłała mi ciepły
uśmiech.
- W sumie to masz rację. Jak myślisz zakwalifikuję się na igrzyska
?
- No pewnie jeśli na kwalifikacjach pokarzesz to co dzisiaj na
treningu to przejdziesz na bank.
Zajechałyśmy pod mój dom. Pożegnałam się z trenerką i wysiadłam z
samochodu pomachałam jeszcze jej na pożegnanie i weszłam do budynku.
- Jestem ! – Krzyknęłam.
- Ale nie musisz się wydzierać – usłyszałam głos Zibiego a po
chwili również go zobaczyłam – Wszystkiego najlepszego mała ! – podszedł do
mnie i mnie przytulił – Chodź bo tylko na ciebie czekamy. – Poszłam za nim do
salonu, po drodze wyściskałam się jeszcze z Miśkiem oraz z Giulio i Pedro –
synami Andrei i Eriki. Już chciałam zdmuchnąć świeczki na torcie kiedy Misiek
krzyknął.
- Ej a życzenie ?
- No faktycznie – powiedziałam przykładając palec to ust. – „Żebym
w końcu odnalazła ten śliczny obrazek ze snu i żebyśmy zawsze już byli razem” –
pomyślałam zerkając na wszystkich tu obecnych tylko szkoda, że Monika nie mogła
przyjść no ale narzeczony w końcu do niej przyjechał i chcieli pobyć trochę
sami.
Zaczęłam kroić tort na części oczywiście pamiętałam, że owoce na
torcie muszę podzielić pomiędzy pięciu łakomczuchów. Cieszyłam się tą chwilą bo
nie wiedziałam czy za rok też w tym gronie będę świętować swoje 16 urodziny.
Coś słyszałam, że Zbyszek i Michał mają wrócić na następny sezon do Polski.
Szkoda ale oni przecież też mają rodziny. Tylko nie wiem ile czasu bez nich
wytrzymam.
- Mamy dla ciebie prezent – powiedział Zbyszek i podał mi jakąś
grubą książkę. Wzięłam ją do ręki i gdy tylko otworzyłam na pierwszej stronie
od razu wiedziałam, że się pomyliłam. To był album ze zdjęciami moimi i
chłopakami ale znalazły się też tam zdjęcia Andrei i Eriki oraz moich braci.
Uśmiechnęłam się szeroko, zdążyli już wywołać zdjęcia z naszego pobytu na plaży
w zeszłym tygodniu.
- Świetny ! – powiedziałam uradowana i obu obdarzyłam buziakiem w
policzek.
-Ej bo Monika o wszystkim
się dowie – zagroził Michałowi Zibi.
- Spadaj – popchnął go lekko i zaśmiał się.
Od Giulio i Pedro dostałam złoty łańcuszek z zawieszką w
kształcie serca, które się otwierało. W środku było nasze zdjęcie. Pocałowałam
ich i podziękowałam. Lecz chłopaki nie mogli długo z nami siedzieć – praca.
Około godziny dwudziestej poszłam z chłopakami do mnie do pokoju.
Położyłam się z Miśkiem na łóżku ale Zibi nie dał nam odpocząć wyciągnął moją
małą kamerę i zaczął nagrywać.
- A oto nasza jubilatka – podszedł do mnie – Poproszę o jakieś
słowo do kamery.
- Może być „spadaj” ?
- Niee no tylko na tyle cie stać ? –zmarkotniał – A może nasz
Michałek coś powie ? – doskoczył do biednego Miśka.
- Tak – ucieszył się – Życzymy ci ze Zbyszkiem wszystkiego dobrego
i żebyś sobie jakiegoś chłopaka w końcu znalazła bo zostaniesz starą panną z
kotami – zaśmiał się.
- Już jednego kota ma brakuje jej 68.
- Czemu 68? – spytałam. Chłopaki spojrzeli po sobie.
- Nie będziemy ci tłumaczyć. Wiesz nie chcemy, żeby Andrea mówił,
że cie demoralizujemy czy coś – powiedział konspiracyjnym szeptem Michał – A
może coś nam zagrasz ? Dawno już nic nie śpiewałaś.
- Ok. Tylko co mam zagrać?
- Cokolwiek – powiedział Zbyszek i nakierował kamerę z powrotem na
mnie. Wzięłam do ręki gitarę i zaczęłam grać. Chłopaki jak zwykle zachowywali
się cicho mimo wszystko uwielbiali jak śpiewam ale tylko wtedy kiedy sami o to
mnie poproszą. Jak śpiewam kiedy zechcę to mówią, że wyję i rzucają we mnie
czym popadnie – poduszkami, butami, piłką kiedyś rzucili we mnie nawet kotem.
Na szczęście Ferdkowi nic się nie stało. Kiedy przestałam włączyliśmy radio
akurat leciała piosenka zespołu My Chemical Romance – I’m not okay. Więc
zaczęliśmy skakać, tańczyć i śpiewać a kamera pozostawiona na biurku wszystko
nagrała.
****
Mam nadzieję, że się wam spodobał rozdział :D. Mam chyba problem z dodawaniem zbyt dużo dialogów a mało opisów ale staram się to naprawiać w kolejnych rozdziałach.
Zachęcam do wyrażania swojego zdania ja nie gryzę ;)
Pozdrawiam.